niedziela, 30 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 4.

Ostatnie przymiarki


W końcu nadszedł ten dzień. Czas się w końcu ostatecznie spakować.

Zaczynam jednak od przygotowania roweru. Zdejmuje sakwy i biorę się za demontaż kół. Ściągam dętki i dokonuje próby wody, by sprawdzić ich szczelność. Mam podejrzenia co do tylnej, ale jednak micha z wodą nie kłamie. Jak widać sama dętka jest marnej jakości i puszcza trochę ciśnienia. Zakładam obie z powrotem i pompuje do lekko ponad 4barów.

W następnej kolejności ściągam łańcuch, czyszczę go i podobnie postęuję z kasetą oraz przerzutką. Na wyjeździe nie zamierzam ich pucować, musi więc im wystarczyć na następne 2 tygodnie. Przy okazji zauważam niedokręconą śrubę przerzutki. POtencjalnie bardzo groźna sprawa. Gdyby się bardziej poluzowała to istniałoby ryzyko wyłamania lub pogięcia. To jest NOWA przerzutka, więc nie byłoby to miłe. Ale na szczęście w porę to zauważam i dokręcam mocno.

Kolejną rzeczą, którą zauważam jest opór na jednym z pedałów. Szybko go rozkręcam i lekko luzuje konus. Dwie minuty zabawy i po sprawie.

Podejmuje się ostatecznego rozwiązania sprawy opadająćego i blokującego o koło błotnika. Poświęcę mu po powrocie osobny wpis. Na razie biorę się za lutownicę, nitownicę i mam nadzieje, że w końcu nie będę miał z dziadem problemów.

Sprawdzam wycentrowanie kół i działanie hamulców. Wszystko jest w stanie akceptowalnym, więc wolę nie grzebać niepotrzebnie. Wyciągam tylko smar w sprayu i zaprawiam dźwignię hamulców z przodu i tyłu.

Wygląda nieźle. Wszystko składam i oceniam krytycznym okiem.

Podczas całego procesu zastanawiam się jakie narzędzia ze sobą wziąć. Stawiam na zestaw bardzo minimalny ostatecznie:

  • 1 klucz ampulowy
  • 1 klucz nastawny
  • 1 łyżka do kół (2 to zbęny luksus, a są ciężkie jak diabli, bo nie zdążyłem sobie kupić lekkich z tworzywa)
  • skuwacz łańcucha
  • małe szczypce
  • 8 dużych łatek
  • skrawek papieru ściernego
  • klucz do nypli

Po namyśle dorzucam jeszcze 4 sztuki zapasowych szprych z nyplami. Nie mam złudzeń, zawsze coś może pęknąć i wtedy szybko może dojść do reakcji łańcuchowej. A szukanie odpowiednich szprych po sklepach może być lekką udręką.

Z pełną świadomością nie biorę bacika, ani nasadek do supportu i piast. Nie mam złudzeń, jak będą mi potrzebne to będzie znaczyło, że i tak jestem w czarnej dupie i raczej trzeba będzie myśleć jak wrócić do domu, a nie jak reanimować rower.

Jeśli chodzi o same pakowanie to dokonuje kilku kosmetycznych zmian. Wywalam jeden z garnków z kompletu (dwa + metalow kubek i tak mi wystarczą), redukuje trochę liczbę ciuchów (1 ręcznik out, bluza bawełniana i golf out, dokładam podkoszulek z merylu i cienką podkoszulek z długimi rękawami z coolmaxu). Dorzucam mały zeszycik i długopis w celu prowadzenia dziennika. Organizuje sobie 'lodówkę' na otwarte puszki lub jakieś świeże owoce/warzywa/mięso w postaci plastikowego zamykanego  pudełka. Drugie mniejsze dorzucam jako maselniczkę. Ostatnią rzeczą jaką chce jest płynące po całym ekwipunku masełko....

Rzeczy pakuje w sakwach tym razem bardziej z głową. Staram się możliwie obniżyć środek ciężkości, układając na dno cięższe graty. Nie mam złudzeń, 2 sakwy nie pozwolą mi zapanować nad ekwipunkiem i praktycznie przy każdym noclegu będę musiał wszystko rozpakowywać.

Ładuje latarki, aparat i wszelkie elektroniczne gadżety oraz powerbank do telefonu.

Wszystko zaczyna się powoli układać. Teraz tylko czas jeszcze na krótką jazdę testową, by sprawdzić czy wszystko jest ok i czy nie zacznę podróży od jakiejś głupie usterki.

piątek, 28 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 3.

Jazda próbna


Niewiele się zastanawiając spakowałem cały sprzęt z poprzedniego wpisu i postanowiłem w końcu zobaczyć 'jak to się jeździ'. Rower wygląda niepozornie, ale już podczas wyprowadzania go przed dom odczułem zwiększona masę. Po początkowych problemach z błotnikiem i niskim ciśnieniem w kole wsiadłem i... usłyszałem niepokojący jęk szprych. Na szczęście wystarczył jeden obrót, by się ułożyły i od tej pory panowała cisza.

Gdybym pisał ten wpis na żywo to na początku byłoby tu bardzo entuzjastycznie. Wsiadłem, rozpędziłęm się to jakichś 24km/h i stwierdziłem, że w sumie prawie nie czuje różnicy. Owszem rower nabrał swoistej wołowatości, a i podniesiony środek ciężkości w połączeniu z większą bezwładnością zrobiły swoje, jednak nie było tragedii.

By niepotrzebnie nie przedłużać. Przejechałem pierwszą godzinę utrzymując na liczniku 24km/h (czyli średnio jakieś 22km/h), po przejechaniu 25km zatrzymałem się na 10min i wróciłem. W drodze powrotnej nadszedł kryzys i jadąc pod lekki wiatr wyciągałem 20km.h na liczniku. Mimo, że wziąłem ze sobą litr wody, odnoszę wrażenie, że w wysokiej temperaturze i mocnym słońcu się odwodniłem.
Wygląda niepozornie, ale udało mi się tutaj upakować wszystko co wymieniłem w poprzednim wpisie.

Po 2,5h dojechałem do domu. Zsiadłem nawet lekko i rzuciłem się na jedzenie i płyny. Na drugi dzień obawiałem się jakichś zakwasów czy bolących stawów, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło.

Konkluzja? Jeździ mi się zdecydowanie lepiej niż przypuszczałem. Mimo, że nie jestem w dobrej kondycji to jestem w stanie utrzymać sensowną prędkość średnią. Moim największym wrogiem będzie łatwe odwadnianie się i konieczność wożenia dużego zapasu wody. Cieszę się, że głównie będę jeździł po płaskim, bo podczas wszelkich podjazdów bardzo czuje się dodatkowe kilogramy na rowerze, a i rozbujanie się poprzez stanięcie na pedałach jest dużo bardziej ryzykowne.

Czas na ostatnie poprawki w ekwipunku oraz przedwyjazdowy serwis.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 2.

Powoli zaczynam odliczanie do wyjazdu. Mimo, że za oknem właśnie nastało załamanie pogody niczym się nie przejmuje i moją głowę zaprzątają głównie kwestie kompletowania ekwipunku wyjazdowego. Co wziąć, czego nie brać, co się może przydać i czy to nie będzie za cieżko i czy nie będę potem żałował.

Oto wstępna lista rzeczy które biorę:




Elementy pakowne:
1x bagażnik Crosso
2x sakwa Crosso dry big, każda po 30L
1x plecak Native planet 35L
Bardzo się obawiałem czy taki zestaw spełni moje oczekiwania. Zdaje sobie sprawę, że ideałem byłoby zrezygnowanie z plecaka, który zapewne będzie mi się dawał we znaki i będzie mnie strasznie grzał, ale jedyną alternatywą był zakup rzedniej sakwy lub całego bagażnika przedniego i kompletu sakw przednich czego wolałem raczej uniknąć na razie ze względów finansowych. Zarówno bagażnikowi jak i sakwom poświęce z czasem osobny wpis po powrocie jak będę się mógł podzielić swoimi doświadczeniami.
Dwie sakwy Crosso DRY BIG 2x30L
Bagażnik tylny marki Crosso

Ciuchy:
3-4x podkoszulek (w tym 2x coolmax, 1x dryarn i 1x bawełna)
kurtka p. deszczowa (mój wysłużony TNF Triclamate)
polar 200 podpinka do ww.
spodenki rowerowe z wkładką
spodenki bawełniane
buty shimano z SPD
klapki
komplety bielizny
cienki golf
chusty na głowę (bandany)
rękawiczki rowerowe
ciuchy do spania

Wygląda to dosyć skromnie jak na 2 tygodniowy wyjazd, ale moje doświadczenia pokazują, że z ciuchami nie ma co przesadzać. Biorę ze sobą proszek do prania, więc w razie czego będę sobie odświeżał dostępne ciuchy. Ze względu na cały czas wysokie temp. unikam brania długich spodni, bo nie widzę dla nich zastosowania. W razie deszczu moją podstawową ochroną będzie impregnowana kurtka, ale nie robię sobie złudzeń - razie mocnego deszczu szukam bezpiecznego miejsca i się chowam. Nie powstał jeszcze chyba strój przeciwdeszczowy, w którym można, by jeździć nie ryzykując ugotowania. Ze względu, ze biorę rożne koszulki ze sobą po powrocie będę mógł dokonać subiektywnego porównania różnych materiałów i tego jak się sprawdzają w realiach takiego wyjazdu. Rozważam wzięcie ze sobą jeszcze ochraniaczy na buty, co by ich nie przemaczać za szybko w razie deszczu, ale to jest jeszcze temat do przemyślenia. Długie bawełniane ciuchy do spania są swego rodzaju rozpustą, ale wiem, że mogą się przydać. Przy wysokich temperaturach nie trzeba wtedy specjalnie się przykrywać śpiworem, a przy niskich dają lepszy komfort termiczny.

Sprzęt biwakowy:
Namiot Hannnah Covert ze stelażem duraluminiowym
Śpiwór Hannah z workiem kompresyjnym
karimata podklejana folią alu
kuchenka gazowa z piezozapalarką + kartusz 450g
komplet naczyń z cienkiej stali nierdzewnej
czołówka
nóż obozowy
scyzoryk
lampka czołówka

Branie ze sobą namiotu 3osobowego na samotny wyjazd to ogólnie trochę hardkor. Niestety innego nie mam, a nie zamierzam kupować teraz sobie wyprawowej 'jedynki' za worek pieniędzy. Namiot zapewni mi spory komfort i w razie czego mam możliwość gotowania wewnątrz. Poza tym to najlepszy namiot na świecie i wiem, że mogę na niego liczyć. 

Hannah Covert - 3osobowy namiot, 2 wejścia, duralowy stelaż i cała masa dobrze przemyślanych rozwiązań.


Śpiwór typu mumia o parametrach +19/-15 zapewnia mi spokojne noce, bez względu na temperatury na jakie trafię. 

Kuchenka z kartuszem zapewnią mi możliwość przygotowania ciepłych posiłków bez względu na możliwość rozpalenia ogniska. Przy racjonalnym gospodarowaniu kartusz spokojnie powinien mi wystarczyć na 2 tygodnie.

Wyposażenie rowerowe:
1x lampka przednia mactronic 1W
1x lampka tylna cateye, 7 diodowa
pompka rowerowa
1 dętka + komplet do łatania
licznik przewodowy Sigma
bidon
narzędzia
rękawiczki wampirki
blokada rowerowa lekka

Co do zasady nie przewiduje jazdy w nocy, jednak musowo biorę oświetlenie - to nie podlega dyskusji. Przednia lampka z powodzeniem będzie mi robić za główną latarkę obozową. Licznik kupiony za jakieś groszowe pieniądze będzie mi służył głównie jako pomoc w nawigacji. Niestety musiałem zdemontować swojego bezprzewodowego Mactronica, gdyż nie mogę na nim polegać, a nie widzę możliwości bezustannego zatrzymywania się i poprawiania magnesu na szprychach tak by chciał działać jak trzeba. 

Temat narzędzi dosyć zaprząta mi głowę. Z jednej strony warto, by być przygotowanym na każdą możliwość z drugiej strony niestety całe to żelastwo waży. Myślę, żeby się ograniczyć do klucza ampulowego, kluczy oczkowych od błotników, do tego para lekkich szczypiec, by móc łatwiej regulować linki, skuwacz do łańcucha (na wszelki wypadek), klucz do nypli i nasadka do piasty. Na szczęście nie jadę na koniec świata, więc w razie awarii w każdej zagrodzie doproszę się o potrzebne narzędzia i mając swoje powyższe zrobię co trzeba.

Blokadę rowerową biorę taką badziewną - cienką sprężynkę. Noclegi będę spędzał w miejscach odludnych więc przykuwanie roweru mocną blokadą nie będzie miało sensu. A i do robienia szybkich zakupów w wiejskich sklepikach nie widzę potrzeby targania mocnej i ciężkiej blokady.


Inne:
Aparat
Camelbak
Czytnik ebooków
Odtwarzacz mp3
2x ręcznik
2x ściereczka kuchenna
mała plastikowa deska do krojenia
utensylia kuchenne i łazienkowe
mapy
apteczka

Powyższe rzeczy to oczywiście głównie część rozrywkowa ekwipunku. Camelbak, który chyba zainstaluje sobie w plecaku, by móc się łatwiej nawadniać bez ciągłego sięgania po bidon czy butelki wody jest na razie opcją i nie wiem czy go wezmę.
Apteczkę biorę symboliczną - opatrunki, bandaże, magnez w tabletkach, krem z filtrem. Całą resztę, odpukać, będę mógł zawsze sobie dokupić. Środki na komary przy obecnej suszy mogę sobie chyba odpuścić.

Prowiant:
2x konserwa mięsna 300g
2x konserwa warzywna
2x konserwa rybna śniadaniowa
1x mała puszka tuńczyka
sertopki
butelka wody
czekolady
sosy w proszku
zupy w proszku
budynie, kisiele
chleb krojony
masło
warzywa (cebula, pomidory, ogórek)
owoce suszone (żurawina, jabłko, morela, banan)

Prowiant na tym wyjeździe jest sprawą drugorzędną ze względu na dużą mobilność i możliwość uzupełnienia go w każdym momencie. To co ze sobą biorę ma mi zapewnić możliwość przetrwania 3-4 pierwszych dni. Z chęcią bym wziął niektórych  rzeczy więcej jako, że w lokalnych wiejskich sklepikach czasem ciężko kupić pewne rzeczy (zwłaszcza konserwy mięsne, które rzeczywiście zawierają mięso...), ale niestety to wszystko waży więc nie ma co szaleć. Jak zwykle staram się wybierać rzeczy tak, by było dosyć różnorodnie. Wszelkie proszki instant traktuje raczej jako urozmaicenie smaku (bo, nie oszukujmy się, są one, zwłaszcza te z glutaminianem sodu, smaczne) niż źródło kalorii czy witamin. Staram się jak ognia unikać wszelkich gotowych past, sałatek czy pasztetów czyli wszystkiego co zawiera MOM i trociny. Konserwy mięsne wybieram takie, które posiadają ok 95% mięsa i do tego konserwy rybne. 100x bardziej wolę zjeść na śniadanie kawałek tuńczyka, makrelki czy nawet szprotek niż pasztet z zająca, gdzie zająca jest 1,5%...

PAKOWANIE:
Mimo, że lista wygląda bardzo pokaźnie to udało mi się praktycznie wszystko spakować we wspomniane na wstępie sakwy  i plecak. W plecak niestety wejdzie więcej rzeczy niż bym chciał, ale liczę, ze pozostanie od dosyć lekki. To i tak będzie miła odmiana dla moich pleców, ponieważ zazwyczaj bardzo podobny zestaw brałem ze sobą z plecakiem ze stelażem.

Czas na jazdę próbną.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 1.


Minęły dokładnie 2 lata, od momentu, kiedy ostatni raz napisałem coś na blogu. Właśnie do mnie to dociera... Mam ochotę, aż krzyknąć... kiedy minęły te dwa lata?! Czasie, kiedy zacząłeś tak szybko biec (by nie użyć innego słowa...)?!

Przez te dwa lata sporo się zmieniło. Z rowerzysty, który jeździł praktycznie codziennie zamieniłem się w kogoś kto na rower wsiada może raz w miesiącu. Taka cena wiecznego zabiegania i ogarniania zbyt wielu spraw jednocześnie. Na szczęście na horyzoncie jest jakaś stabilizacja, więc może będzie lepiej.


Zawsze chciałem się wybrać na prawdziwą wyprawę rowerową. Tylko, że nigdy tego nie mogłem zrealizować. A to nie miałem roweru, a to nie miałem chętnych, a to z czasem było krucho. Koledzy woleli inne formy spędzania czasu, dziewczyny... (pff, jakie dziewczyny bądźmy poważni), a rodzina cały czas zajęta. W końcu przyszedł jednak czas na męską decyzję - trzeba jechać, bo jak nie teraz to kiedy.

Dość smęcenia zatem. Na początku września ruszam na swój rajd rowerowy. Będzie on trwał dwa tygodnie. Będzie to rajd z nocowaniem pod namiotem. Będzie to rajd z gotowaniem na primusie i na ogniskach. Będzie to rajd po prowincji, wśród jezior i lasów. Plan zakłada wyjazd z Warszawy pociągiem do Słupska, odwiedzenie morza (pierwszy raz chyba od nastu lat), a następnie kicanie od jeziora do jeziora, tak, by koniec końców trafić w rejony Lidzbarka w Warmińsko-Mazurskim. Zapasy jedzeniowe planuje posiadać przy sobie takie, by ograniczać konieczność zawijania do sklepu do raz na 2-3 dni.

Oczywiście każdy wytrawny rajdowiec rowerowy wykpi ten dystans. Niecałe 300km w linni prostej w 2 dwa tygodnie to prawie, że tempo ślimacze. Zgodzę się z tym. Moim celem jest przede wszystkim zobaczyć 'jak to jest', odpocząć, polenić się i poobijać. Nie chce spędzać kilkunastu godzin dziennie kręcąc pedałami. Wyjazd ma mieć charakter rekreacyjny, a nie wyprawowy. Jak mi się to spodoba, to kolejne wyjazdy będę może planował ambitniej.

Za środek lokomocji posłuży mi mój sprawdzony Author Zenith w nieśmiertelnym niebieskim malowaniu. Rok temu przeszedł remont generalny, wymieniłem przerzutkę tylną, wkład supportu, łańcuch, hamulce, klamki, linki i pancerze,  kasetę oraz złożyłem zupełnie nowe koła na piastach XT, ponieważ stare przeszły już zdecydowanie zbyt dużo serwisów, by się do czegoś jeszcze nadawać. W tym roku w końcu uporałem się z wkurzającym cykaniem w napędzie wymieniając całą korbę. Co za tym idzie z oryginalnego sklepowego Zenitha została mi manetka tylnej przerzutki, kierownica, rama i amortyzator :D. Przedniej przerzutki nie używam od dawna i leży sobie w szufladzie wraz z manetką. Mimo chęci nie udało mi się wymienić amortyzatora przedniego, jak widać mityczny kontener nie dopłynął do Polski przez ten czas. 

Kwestie wyposażenia wyprawowego będę poruszał w kolejnych wpisach.

Mój rajd oczywiście rodzi we mnie pewne obawy. Dotyczą one głównie:

1. Pogody. Jak zawsze przy takich wyjazdach od pogody będzie zależeć bardzo dużo. Sierpień powalił nas falą upałów. Jeśli taka pogoda utrzyma się we wrześniu to będzie kiepsko. Jazda obciążonym rowerem w takim skwarze to udręka i prosta droga do odwodnienia. Poza tym wyschnięte na wiór drogi gruntowe zamieniają się w nieprzejezdne piaskownice . Z drugiej strony może nadejść pora deszczowa ze wszystkimi swoimi urokami. Jazda w deszczu i w błocie, mając w perspektywie rozbijanie namiotu (w deszczu i błocie) potrafi bardzo osłabić morale.

2. Sprzętu. Rower mam sprawdzony (w końcu własnymi ręcoma go składałem ;)). Boję się trochę o wytrzymałość ramy, bo pamiętam, że teoretycznie była ona przeznaczona na rowerzystę do 100kg. Jak odejmiemy moje 85 to zostaje dosyć mało na bagaż. Rama będzie więc przeciążona, mam nadzieje, jednak, ze Author pokaże klasę i obejdzie się bez przygód, bo ja wiem, że na prowincji nie wyspawam nigdzie aluminium na poczekaniu... Gdzieś mi się tam również kolebie w głowie kwestia przedniej przerzutki. Może warto, by ją było zamontować, a nie polegać tylko na mojej 48 zębowej szosowej patelni. Trochę się łamię, ale chyba jednak nie będę jej montował.

3. Kondycji. Nie ukrywam, że dawno nie jeździłem i nie potrafię ocenić jak mi się będzie jeździć z 30kg bagażem. Pocieszam się, że jest płasko dosyć i tym, że nie mam parcia na bicie rekordów. Szacuje średnią prędkość przejazdu na jakieś 15km/h.

4. Nawigacji. Cóż. Mam dwie mapy 250tki i kompas. Mam nadzieje, że jazda będzie przyjemnością, a nie udręką pytania się o drogę, wracania się i błądzenia, by trafić tam gdzie chce. Na szczęście to nie góry, gdzie każda nawrotka wiąże się zazwyczaj z kręceniem pod jakaś stromiznę.


W następnych wpisach będę poruszał głównie kwestie pakowanych gratów, wyposażenia biwakowego, rowerowego oraz postaram się opisać wrażenia po jeździe próbnej z obciążeniem.


niedziela, 18 sierpnia 2013

Porównanie SM-BB51 i Accent BB-EX Pro

          O tym co to jest wkład supportu i do czego służy pisałem już dawno temu TUTAJ. Tak się składa, że od dłuższego czasu jeżdzę na wkładach hollowtechowych, do tej pory zawsze były to jedne z  najtańszych  wkładów shimanowskich - SM-BB51. Niestety użytkowanie ich okazało się być dla mnie trochę ślepą uliczką, bo jak się okazało jeden sezon w  miarę  intensywnej jazdy po mieście + lekki trekking sprawiał, że łożyska się w supporcie kończyły i można było całość wymieniać. Jeden sezon to moim zdaniem raczej kiepsko, więc kiedy po raz kolejny support zaczął się kończyć postanowiłem poszukać  alternatywy. Niestety jak to zazwyczaj bywa nigdzie nie można znaleźć nawet  podstawowego  porównania poszczególnych komponentów - można albo bazować na nafaszerowanych marketingowym bełkotem specyfikacjach sklepowych albo na opiniach użytkowników. A z opiniami wiadomo jak to bywa... Ktoś kupi sobie support wkręci, pojedzie na rundke wokół bloku, wróci i zaczyna pisać peany w internecie.

          Dlatego, korzystając z okazji postanowiłem wypunktować to i owo i pokazać czym tak naprawdę różnią się te dwa supporty. Oczywiście poza ceną - shimanowski support kosztuje ~50zł, tymczasem accentowski lekko ponad 110zł na chwilę obecną.

Na początek szybkie porównanie: 
Po lewej Accent BB-EX Pro po prawej Shimano SM-BB51.


          Oczywiście jak widać support Accenta usilnie próbuje być bardziej pr0. Osiąga to zajebistym kolorkiem (anodyzowane aluminium) oraz przeźroczystym  łącznikiem  misek. Biedny shimanowski supporcik wygląda przy tym jak ubogi krewny w polonezie obok naszego odpicowanego lambo. Pomijając wrażenia estetyczne oczywiście elementy te nie mają  żadnego  znaczenia dla użytkowania. Anodyzowanie aluminium może i wygląda ładnie, ale do pierwszego przykręcenia/odkręcenia gdzie klucz się nam omsknie i uszkodzi powłokę. Wtedy się okaże, ze szaro-srebrny kolor Shimano nie był wcale taki przypadkowy. Na obronę Accenta mogę powiedzieć, ze plastikowa tuleja jest wykonana zdecydowanie  solidniej  i nie ma  możliwości  jej przypadkowego uszkodzenia tak jak zdarzyło mi się to raz w przypadku czarnej tulei z BB51.


          Same miski w obu supportach wyglądają praktycznie identycznie. Jedyna różnica jest taka, że ta Accentowska jest wyższa - ma dłuższy gwint. Traktuje to jako zaletę, bo kawałek dobrego gwintu nigdy nie zaszkodzi, zwłaszcza jeśli mamy wysłużoną mufę w swojej ramie. 

Accent posiada zdecydowanie dłuższe uzwojenie gwintu.
          Podstawową różnicę widać jednak w środku. Support accentowski posiada łożysko, które można zdecydowanie łatwiej wybić. Jest ono łatwo widoczne na drugim zdjęciu. Co za tym idzie można je zawsze w razie potrzeby łatwo wymienić, koszt nowego to parę złotych. Próby naprawy shimanowskiego supportu mało, że wymagają ponadprzecietnego uporu podczas wybijania to jeszcze łożyska 6805 2RS są trochę szersze niż oryginalne i  potrzebne są dalsze przeróbki.

Budowa samych misek na pierwszy rzut oka jest identyczna.

Łożysko w Accencie jest zdecydowanie łatwiej wybić.  Widać wyraźną krawędź łożyska.

          Jak widać różnice konstrukcyjne są minimalne, ale jednak znaczące. Accentowski suppor posiada wytrzymalszy łącznik misek, łożyska, które można łatwie wybić i wymienić na nowe oraz plastikowe osłonki zamykające support dają sie zdecydowanie łatwiej zdejmować i zakładać niż jest to w przypadku shimanowskiego odpowiednika. Co za tym idzie Accent jest dobrym wyborem dla każdego kto chcę mieć support, który w razie czego będzie można łatwo serwisować we własnym zakresie.

A odnośnie samej wytrzymałości oryginalnych  łożysk  napiszę więcej, jak trochę na nim więcej pojeżdżę