wtorek, 18 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 1.


Minęły dokładnie 2 lata, od momentu, kiedy ostatni raz napisałem coś na blogu. Właśnie do mnie to dociera... Mam ochotę, aż krzyknąć... kiedy minęły te dwa lata?! Czasie, kiedy zacząłeś tak szybko biec (by nie użyć innego słowa...)?!

Przez te dwa lata sporo się zmieniło. Z rowerzysty, który jeździł praktycznie codziennie zamieniłem się w kogoś kto na rower wsiada może raz w miesiącu. Taka cena wiecznego zabiegania i ogarniania zbyt wielu spraw jednocześnie. Na szczęście na horyzoncie jest jakaś stabilizacja, więc może będzie lepiej.


Zawsze chciałem się wybrać na prawdziwą wyprawę rowerową. Tylko, że nigdy tego nie mogłem zrealizować. A to nie miałem roweru, a to nie miałem chętnych, a to z czasem było krucho. Koledzy woleli inne formy spędzania czasu, dziewczyny... (pff, jakie dziewczyny bądźmy poważni), a rodzina cały czas zajęta. W końcu przyszedł jednak czas na męską decyzję - trzeba jechać, bo jak nie teraz to kiedy.

Dość smęcenia zatem. Na początku września ruszam na swój rajd rowerowy. Będzie on trwał dwa tygodnie. Będzie to rajd z nocowaniem pod namiotem. Będzie to rajd z gotowaniem na primusie i na ogniskach. Będzie to rajd po prowincji, wśród jezior i lasów. Plan zakłada wyjazd z Warszawy pociągiem do Słupska, odwiedzenie morza (pierwszy raz chyba od nastu lat), a następnie kicanie od jeziora do jeziora, tak, by koniec końców trafić w rejony Lidzbarka w Warmińsko-Mazurskim. Zapasy jedzeniowe planuje posiadać przy sobie takie, by ograniczać konieczność zawijania do sklepu do raz na 2-3 dni.

Oczywiście każdy wytrawny rajdowiec rowerowy wykpi ten dystans. Niecałe 300km w linni prostej w 2 dwa tygodnie to prawie, że tempo ślimacze. Zgodzę się z tym. Moim celem jest przede wszystkim zobaczyć 'jak to jest', odpocząć, polenić się i poobijać. Nie chce spędzać kilkunastu godzin dziennie kręcąc pedałami. Wyjazd ma mieć charakter rekreacyjny, a nie wyprawowy. Jak mi się to spodoba, to kolejne wyjazdy będę może planował ambitniej.

Za środek lokomocji posłuży mi mój sprawdzony Author Zenith w nieśmiertelnym niebieskim malowaniu. Rok temu przeszedł remont generalny, wymieniłem przerzutkę tylną, wkład supportu, łańcuch, hamulce, klamki, linki i pancerze,  kasetę oraz złożyłem zupełnie nowe koła na piastach XT, ponieważ stare przeszły już zdecydowanie zbyt dużo serwisów, by się do czegoś jeszcze nadawać. W tym roku w końcu uporałem się z wkurzającym cykaniem w napędzie wymieniając całą korbę. Co za tym idzie z oryginalnego sklepowego Zenitha została mi manetka tylnej przerzutki, kierownica, rama i amortyzator :D. Przedniej przerzutki nie używam od dawna i leży sobie w szufladzie wraz z manetką. Mimo chęci nie udało mi się wymienić amortyzatora przedniego, jak widać mityczny kontener nie dopłynął do Polski przez ten czas. 

Kwestie wyposażenia wyprawowego będę poruszał w kolejnych wpisach.

Mój rajd oczywiście rodzi we mnie pewne obawy. Dotyczą one głównie:

1. Pogody. Jak zawsze przy takich wyjazdach od pogody będzie zależeć bardzo dużo. Sierpień powalił nas falą upałów. Jeśli taka pogoda utrzyma się we wrześniu to będzie kiepsko. Jazda obciążonym rowerem w takim skwarze to udręka i prosta droga do odwodnienia. Poza tym wyschnięte na wiór drogi gruntowe zamieniają się w nieprzejezdne piaskownice . Z drugiej strony może nadejść pora deszczowa ze wszystkimi swoimi urokami. Jazda w deszczu i w błocie, mając w perspektywie rozbijanie namiotu (w deszczu i błocie) potrafi bardzo osłabić morale.

2. Sprzętu. Rower mam sprawdzony (w końcu własnymi ręcoma go składałem ;)). Boję się trochę o wytrzymałość ramy, bo pamiętam, że teoretycznie była ona przeznaczona na rowerzystę do 100kg. Jak odejmiemy moje 85 to zostaje dosyć mało na bagaż. Rama będzie więc przeciążona, mam nadzieje, jednak, ze Author pokaże klasę i obejdzie się bez przygód, bo ja wiem, że na prowincji nie wyspawam nigdzie aluminium na poczekaniu... Gdzieś mi się tam również kolebie w głowie kwestia przedniej przerzutki. Może warto, by ją było zamontować, a nie polegać tylko na mojej 48 zębowej szosowej patelni. Trochę się łamię, ale chyba jednak nie będę jej montował.

3. Kondycji. Nie ukrywam, że dawno nie jeździłem i nie potrafię ocenić jak mi się będzie jeździć z 30kg bagażem. Pocieszam się, że jest płasko dosyć i tym, że nie mam parcia na bicie rekordów. Szacuje średnią prędkość przejazdu na jakieś 15km/h.

4. Nawigacji. Cóż. Mam dwie mapy 250tki i kompas. Mam nadzieje, że jazda będzie przyjemnością, a nie udręką pytania się o drogę, wracania się i błądzenia, by trafić tam gdzie chce. Na szczęście to nie góry, gdzie każda nawrotka wiąże się zazwyczaj z kręceniem pod jakaś stromiznę.


W następnych wpisach będę poruszał głównie kwestie pakowanych gratów, wyposażenia biwakowego, rowerowego oraz postaram się opisać wrażenia po jeździe próbnej z obciążeniem.


2 komentarze:

  1. Niezły plan jeśli zakłada sie rekreację. Czekamy na relację z wyprawy, zwłaszcza na temat tego czy wszystko przebiegło bez komplikacji. Sam kiedyś uczestniczyłem w wyprawie nad morze (a mam ponad 400 km). W naszym przypadku były to rowery szosowe, zorganizowana jazda, samochód techniczny i za dwa dni byliśmy na miejscu. Świetna sprawa!

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawi mnie, czy ta wyprawa doszła do skutku :) Może napiszesz jakiś artykuł na ten temat? Czy, spodobała się wyprawa? Jak z noclegami? z posiłkami, były jakieś awarie? najlepsze i najgorsze miejsca? jakieś fotki?

    OdpowiedzUsuń