niedziela, 30 sierpnia 2015

Przygotowania do wyprawy cz. 4.

Ostatnie przymiarki


W końcu nadszedł ten dzień. Czas się w końcu ostatecznie spakować.

Zaczynam jednak od przygotowania roweru. Zdejmuje sakwy i biorę się za demontaż kół. Ściągam dętki i dokonuje próby wody, by sprawdzić ich szczelność. Mam podejrzenia co do tylnej, ale jednak micha z wodą nie kłamie. Jak widać sama dętka jest marnej jakości i puszcza trochę ciśnienia. Zakładam obie z powrotem i pompuje do lekko ponad 4barów.

W następnej kolejności ściągam łańcuch, czyszczę go i podobnie postęuję z kasetą oraz przerzutką. Na wyjeździe nie zamierzam ich pucować, musi więc im wystarczyć na następne 2 tygodnie. Przy okazji zauważam niedokręconą śrubę przerzutki. POtencjalnie bardzo groźna sprawa. Gdyby się bardziej poluzowała to istniałoby ryzyko wyłamania lub pogięcia. To jest NOWA przerzutka, więc nie byłoby to miłe. Ale na szczęście w porę to zauważam i dokręcam mocno.

Kolejną rzeczą, którą zauważam jest opór na jednym z pedałów. Szybko go rozkręcam i lekko luzuje konus. Dwie minuty zabawy i po sprawie.

Podejmuje się ostatecznego rozwiązania sprawy opadająćego i blokującego o koło błotnika. Poświęcę mu po powrocie osobny wpis. Na razie biorę się za lutownicę, nitownicę i mam nadzieje, że w końcu nie będę miał z dziadem problemów.

Sprawdzam wycentrowanie kół i działanie hamulców. Wszystko jest w stanie akceptowalnym, więc wolę nie grzebać niepotrzebnie. Wyciągam tylko smar w sprayu i zaprawiam dźwignię hamulców z przodu i tyłu.

Wygląda nieźle. Wszystko składam i oceniam krytycznym okiem.

Podczas całego procesu zastanawiam się jakie narzędzia ze sobą wziąć. Stawiam na zestaw bardzo minimalny ostatecznie:

  • 1 klucz ampulowy
  • 1 klucz nastawny
  • 1 łyżka do kół (2 to zbęny luksus, a są ciężkie jak diabli, bo nie zdążyłem sobie kupić lekkich z tworzywa)
  • skuwacz łańcucha
  • małe szczypce
  • 8 dużych łatek
  • skrawek papieru ściernego
  • klucz do nypli

Po namyśle dorzucam jeszcze 4 sztuki zapasowych szprych z nyplami. Nie mam złudzeń, zawsze coś może pęknąć i wtedy szybko może dojść do reakcji łańcuchowej. A szukanie odpowiednich szprych po sklepach może być lekką udręką.

Z pełną świadomością nie biorę bacika, ani nasadek do supportu i piast. Nie mam złudzeń, jak będą mi potrzebne to będzie znaczyło, że i tak jestem w czarnej dupie i raczej trzeba będzie myśleć jak wrócić do domu, a nie jak reanimować rower.

Jeśli chodzi o same pakowanie to dokonuje kilku kosmetycznych zmian. Wywalam jeden z garnków z kompletu (dwa + metalow kubek i tak mi wystarczą), redukuje trochę liczbę ciuchów (1 ręcznik out, bluza bawełniana i golf out, dokładam podkoszulek z merylu i cienką podkoszulek z długimi rękawami z coolmaxu). Dorzucam mały zeszycik i długopis w celu prowadzenia dziennika. Organizuje sobie 'lodówkę' na otwarte puszki lub jakieś świeże owoce/warzywa/mięso w postaci plastikowego zamykanego  pudełka. Drugie mniejsze dorzucam jako maselniczkę. Ostatnią rzeczą jaką chce jest płynące po całym ekwipunku masełko....

Rzeczy pakuje w sakwach tym razem bardziej z głową. Staram się możliwie obniżyć środek ciężkości, układając na dno cięższe graty. Nie mam złudzeń, 2 sakwy nie pozwolą mi zapanować nad ekwipunkiem i praktycznie przy każdym noclegu będę musiał wszystko rozpakowywać.

Ładuje latarki, aparat i wszelkie elektroniczne gadżety oraz powerbank do telefonu.

Wszystko zaczyna się powoli układać. Teraz tylko czas jeszcze na krótką jazdę testową, by sprawdzić czy wszystko jest ok i czy nie zacznę podróży od jakiejś głupie usterki.

1 komentarz:

  1. Długo szukałem bloga o tak rzeczowych i przydatnych informacji dla początkujących rowerzystów. Dzięki wielkie!

    OdpowiedzUsuń