wtorek, 30 października 2012

Licznik rowerowy - na co zwrócić uwagę?


          Licznik rowerowy - mała rzecz, a cieszy. Pozwala aktywnie śledzić postępy na rowerze, kontrolować interwały serwisowania rożnych części, a i w połączeniu z mapą może być pomocny w nawigacji. Kiedy stajemy przed problemem wybrania zakupu licznika możemy od razu pójść po aspirynę do apteki, ponieważ liczba modeli może przyprawić o ból głowy. Dziesiątki różnych liczników, różnych producentów, a każdy zazwyczaj jeszcze mający od kilku do kilkudziesięciu 'opcji'.

Ładne, kolorowe, ale niestety dla wielu barierą będzie cena.

          Podstawowym pytaniem na, które musimy sobie odpowiedzieć jest to czy interesuje nas licznik klasyczny z sondą na kabelku czy taki bezprzewodowy. Różnica polega głównie na tym, że ten radiowy wymaga dwóch baterii, a sam moduł nadawczy montowany na widelcu jest dosyć słusznych rozmiarów i może niektórym się wydawać niezbyt elegancki. Natomiast liczniki klasyczne wymagają pewnej wprawy i minimum pomyślunku podczas montażu, by nie doprowadzić do wyrwania lub przerwania kabelka do czujnika. Na szczęście instrukcja montażu powinna rozwiać wszelkie wątpliwości.

          Na co należy zwrócić uwagę w dalszej kolejności (uwaga, poniższe cechy zostały wybrane i skomentowane przez bardzo subiektywnego autora):

- wodoszczelność / bryzgoszczelność obudowy - wbrew pozorom te dwa terminy oznaczają dwie zupełnie różne sprawy. Pierwszy pozwala teoretycznie wrzucić licznik do kałuży, jeziora i nic mu się nie powinno stać. Drugi tymczasem zapewnia ochronę przed... ochlapaniem czy mniejszym deszczem. Wybierając licznik, nawet jeżeli jesteśmy rowerzystami weekendowymi, powinniśmy szukać modeli raczej wodoodpornych.

- czytelność wyświetlacza - niestety, ale dużo tanich liczników posiada wyświetlacze tak spolaryzowane i małe, że nie można ich odczytać (albo jest to bardzo utrudnione siedząc na rowerze). Jest to jakiś absurd, ale warto mieć to na uwadze i poprosić sprzedawcę o włączenie licznika, by móc się samemu przekonać PRZED zakupem. Pamiętajmy tylko, że siedząc na rowerze patrzymy na niego pod pewnym kątem (nie oceniam więc patrząc na wprost).

- sposób mocowania licznika na kierownicy lub mostku - Licznik powinien dawać się łatwo zdejmować i zakładać, a jednocześnie cały mechanizm powinien być solidny i wytrzymały oraz uniemożliwiać samoistne wypinanie się licznika np. podczas jazdy po wertepach. Jest to dosyć podstawowa kwestia dla wszystkich dojeżdżających do pracy / szkoły. Zostawianie licznika na rowerze to proszenie się o to, by ktoś go sobie pożyczył.

          Funkcje: prędkość średnia, maksymalna i aktualna wraz ze wskaźnikiem tendencji, przejechany dystans całkowity i aktualny, freeze oraz zegar  - można spokojnie uznać za podstawowe i całkowicie wystarczające dla każdego rowerzysty. Co więcej występują one praktycznie we wszystkich modelach już ze średniej półki. Wszelkie marketingowe sztuczki, dzielenie włosa na czworo i mnożenie funkcji i funkcyjek należy oceniać z dystansu i nie dać się na nie złapać. Na przykład licznik kalorii uznaję za zbędny, bo w większości liczników jest to funkcja zafiksowana, a jak wiemy z wpisu o spalaniu kalorii na rowerze sjest to sprawa w dużej mierze zależna np. od wagi rowerzysty. Jeśli nie możemy jej zdefiniować w liczniku to cały pomiar nadaje się psu na budę.  Wzrost liczby funkcji podnosi koszt licznika, podnosi poziom skomplikowania jego obsługi oraz wymaga od użytkownika nauczenia się na pamięć instrukcji obsługi ; ).

Chińską tandetę na szczęście zazwyczaj można poznać po wyglądzie jak sprzed 20 lat albo wręcz odwrotnie -  przesadzonym wręcz grotesko kosmicznym dizajnie.


Warto jednak zwrócić uwagę na:
- podświetlenie - nawet najdroższy licznik na nim nam się nie przyda jak będzie ciemno i nie będziemy mogli nic z niego odczytać.

- termometr - w sumie fajny bajer pozwalający obiektywnie oceniać w jakich warunkach jeździmy i np.  lepiej dobierać strój.

- możliwość ręcznego wpisania przejechanego kilometrażu po resecie lub zmianie baterii.

          Bardziej zaawansowani użytkownicy mogą zwrócić uwagę na:

- wysokościomierz - dla tych co mają zacięcie bardziej sportowe bardzo przydatna funkcja pozwalająca śledzić własne postępy i chwalić się przed kolegami ("łooo stary, wczoraj zrobiłem 1000m przewyższenia"). Niestety nie ma się co oszukiwać. Dobry wysokościomierz = dobry licznik = wysoka cena. Nie ma raczej co oczekiwać precyzyjnych pomiarów od taniutkich chińskich 'zabawek'.
- pulsometr - jak wyżej, kolejny patent raczej dla sportowców i regularnie trenujących. Wymaga pasa piersiowego i pozwala trenować zgodnie z własnym tętnem i przyjętym programem treningowym.
- czujnik kadencji - bardzo lubię tą nazwę. : ) W praktyce jest to funkcja, która pozwala śledzić liczbę obrotów korby na minutę. Funkcja przydatna głównie dla kolarzy szosowych i 'zawodowców'. Wymaga dodatkowego sensora mocowanego do korby i ramy.

          Główni, markowi producenci liczników rowerowych to Sigma i CatEye. Niestety lubią się oni drogo cenić, a ciężko uznać ich segment z niskiej i średniej półki za jakoś specjalnie powalający na kolana. Dobrą alternatywą może być polski MacTronic. Może nie są to zbyt finezyjne produkty, ale za to w miarę solidne i tanie. Mam, jeżdzę parę lat i nie narzekam. Upadł nie raz i poza paroma rysami ciągle działa. Sigma kupiona wcześneij niestety upadku nie przeżyła.

Dobre, bo polskie?
      Ceny? Chińszczyzna niejednokrotnie poniżej 20zł, MacTronici potaniały i obecnie kosztują mniejwięcej 30-40zł, najtańsze Sigmy czy CatEye to jakieś 40zł, ale w praktyce średnia półka  tych producentów to egzemplarze za 70-150zł. Najdroższe cudeńka, rowerowe komputery pokładowe kupimy za 600-900zł. Można i tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz