Licznik rowerowy - mała rzecz, a
cieszy. Pozwala aktywnie śledzić postępy na rowerze, kontrolować interwały
serwisowania rożnych części, a i w połączeniu z mapą może być pomocny w
nawigacji. Kiedy stajemy przed problemem wybrania zakupu licznika możemy od
razu pójść po aspirynę do apteki, ponieważ liczba modeli może przyprawić o ból
głowy. Dziesiątki różnych liczników, różnych producentów, a każdy zazwyczaj jeszcze
mający od kilku do kilkudziesięciu 'opcji'.
Ładne, kolorowe, ale niestety dla wielu barierą będzie cena. |
Podstawowym pytaniem na, które
musimy sobie odpowiedzieć jest to czy interesuje nas licznik klasyczny z sondą
na kabelku czy taki bezprzewodowy. Różnica polega głównie na tym, że ten
radiowy wymaga dwóch baterii, a sam moduł nadawczy montowany na widelcu jest
dosyć słusznych rozmiarów i może niektórym się wydawać niezbyt elegancki.
Natomiast liczniki klasyczne wymagają pewnej wprawy i minimum pomyślunku
podczas montażu, by nie doprowadzić do wyrwania lub przerwania kabelka do
czujnika. Na szczęście instrukcja montażu powinna rozwiać wszelkie wątpliwości.
Na co należy zwrócić uwagę w
dalszej kolejności (uwaga, poniższe cechy zostały wybrane i skomentowane przez
bardzo subiektywnego autora):
- wodoszczelność / bryzgoszczelność
obudowy - wbrew pozorom te dwa terminy oznaczają dwie zupełnie różne sprawy.
Pierwszy pozwala teoretycznie wrzucić licznik do kałuży, jeziora i nic mu się
nie powinno stać. Drugi tymczasem zapewnia ochronę przed... ochlapaniem czy
mniejszym deszczem. Wybierając licznik, nawet jeżeli jesteśmy rowerzystami
weekendowymi, powinniśmy szukać modeli raczej wodoodpornych.
- czytelność wyświetlacza -
niestety, ale dużo tanich liczników posiada wyświetlacze tak spolaryzowane i
małe, że nie można ich odczytać (albo jest to bardzo utrudnione siedząc na
rowerze). Jest to jakiś absurd, ale warto mieć to na uwadze i poprosić
sprzedawcę o włączenie licznika, by móc się samemu przekonać PRZED zakupem. Pamiętajmy
tylko, że siedząc na rowerze patrzymy na niego pod pewnym kątem (nie oceniam
więc patrząc na wprost).
- sposób mocowania licznika na
kierownicy lub mostku - Licznik powinien dawać się łatwo zdejmować i zakładać, a
jednocześnie cały mechanizm powinien być solidny i wytrzymały oraz
uniemożliwiać samoistne wypinanie się licznika np. podczas jazdy po wertepach.
Jest to dosyć podstawowa kwestia dla wszystkich dojeżdżających do pracy /
szkoły. Zostawianie licznika na rowerze to proszenie się o to, by ktoś go sobie
pożyczył.
Funkcje: prędkość średnia,
maksymalna i aktualna wraz ze wskaźnikiem tendencji, przejechany dystans
całkowity i aktualny, freeze oraz zegar - można spokojnie uznać za podstawowe i
całkowicie wystarczające dla każdego rowerzysty. Co więcej występują one
praktycznie we wszystkich modelach już ze średniej półki. Wszelkie marketingowe
sztuczki, dzielenie włosa na czworo i mnożenie funkcji i funkcyjek należy
oceniać z dystansu i nie dać się na nie złapać. Na przykład licznik kalorii
uznaję za zbędny, bo w większości liczników jest to funkcja zafiksowana, a jak
wiemy z wpisu o spalaniu kalorii na rowerze sjest to sprawa w dużej mierze
zależna np. od wagi rowerzysty. Jeśli nie możemy jej zdefiniować w liczniku to
cały pomiar nadaje się psu na budę. Wzrost liczby funkcji podnosi koszt licznika,
podnosi poziom skomplikowania jego obsługi oraz wymaga od użytkownika nauczenia
się na pamięć instrukcji obsługi ; ).
Chińską tandetę na szczęście zazwyczaj można poznać po wyglądzie jak sprzed 20 lat albo wręcz odwrotnie - przesadzonym wręcz grotesko kosmicznym dizajnie. |
Warto jednak zwrócić uwagę na:
- podświetlenie - nawet
najdroższy licznik na nim nam się nie przyda jak będzie ciemno i nie będziemy
mogli nic z niego odczytać.
- termometr - w sumie fajny bajer
pozwalający obiektywnie oceniać w jakich warunkach jeździmy i np. lepiej dobierać strój.
- możliwość ręcznego wpisania
przejechanego kilometrażu po resecie lub zmianie baterii.
Bardziej zaawansowani użytkownicy mogą zwrócić uwagę na:
- wysokościomierz - dla tych co
mają zacięcie bardziej sportowe bardzo przydatna funkcja pozwalająca śledzić własne
postępy i chwalić się przed kolegami ("łooo stary, wczoraj zrobiłem 1000m
przewyższenia"). Niestety nie ma się co oszukiwać. Dobry wysokościomierz =
dobry licznik = wysoka cena. Nie ma raczej co oczekiwać precyzyjnych pomiarów
od taniutkich chińskich 'zabawek'.
- pulsometr - jak wyżej, kolejny
patent raczej dla sportowców i regularnie trenujących. Wymaga pasa piersiowego
i pozwala trenować zgodnie z własnym tętnem i przyjętym programem treningowym.
- czujnik kadencji - bardzo lubię
tą nazwę. : ) W praktyce jest to funkcja, która pozwala śledzić liczbę obrotów
korby na minutę. Funkcja przydatna głównie dla kolarzy szosowych i
'zawodowców'. Wymaga dodatkowego sensora mocowanego do korby i ramy.
Główni, markowi producenci liczników
rowerowych to Sigma i CatEye. Niestety lubią się oni drogo cenić, a ciężko
uznać ich segment z niskiej i średniej półki za jakoś specjalnie powalający na
kolana. Dobrą alternatywą może być polski MacTronic. Może nie są to zbyt
finezyjne produkty, ale za to w miarę solidne i tanie. Mam, jeżdzę parę lat i nie narzekam. Upadł nie raz i poza paroma rysami ciągle działa. Sigma kupiona wcześneij niestety upadku nie przeżyła.
Dobre, bo polskie? |
Ceny? Chińszczyzna niejednokrotnie poniżej 20zł, MacTronici potaniały i obecnie kosztują mniejwięcej 30-40zł, najtańsze Sigmy czy CatEye to jakieś 40zł, ale w praktyce średnia półka tych producentów to egzemplarze za 70-150zł. Najdroższe cudeńka, rowerowe komputery pokładowe kupimy za 600-900zł. Można i tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz