sobota, 3 listopada 2012

Strój rowerowy - buff czyli...


          ...bardzo drogi skrawek materiału. Każdy rowerzysta prędzej czy później staję przed problemem chłodu wdzierającego mu się pod ubranie. Tak jak rękawy zabezpieczamy odpowiednimi rękawiczkami i ściągaczami, a nogawki ochraniaczami na buty i obcisłymi spodniami, tak zostaje jeszcze kwestia szyi. Kwestia dosyć żywotna, bo jadąc lekko pochylonym zimne powietrze hulam, jak mu się żywnie podoba, a my pomścimy na czym świat stoi i zastanawiamy się czy finał wycieczki nie będzie się odbywał w łóżku z gorączką.
          Jak sobie z tym poradzić? Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście szalik. Ale po pierwsze mało to rowerowy element stroju, a po drugie ja np. osobiście nie cierpię mieć go owiniętego wokół szyi. Albo czuje się jakbym miał się udusić i ugotować, albo znowu szalik jest wszędzie, a mi i tak zimno...
          Specjaliści wyszli jednak naprzeciw naszej potrzebie i stworzyli coś co nazywa się Buff. Na YouTubie możemy znaleźć wiele filmów prezentujących ten twór. Sklepy prześcigają się w sprzedaży najróżniejszych wzorów i kolorów. Przeciętny rowerzysta czy turysta konfrontowany jest z Buffem, jak z czymś co powinno być co najmniej jakimś cudownym wynalazkiem dzięki, któremu rower będzie sam jechał, a góry będą się obniżały o dobre 2000m ;). W praktyce Buff jest to... kawałek cienkiego rękawa wykonanego z microfibry, który można na sobie zainstalować na kilka różnych sposobów. Dla rowerzysty najbardziej przydatne będą funkcje  szalika, maski i czapki.
          Niestety w praktyce nie jest tak różowo, jak pokazują reklamy (też mi odkrycie, prawda?). Buff jest wytrzymały i spełnia swoją funkcję termiczną jednak trzeba wziąć pod uwagę, że przy regularnej jeździe trzeba go stosunkowo często prać. Najlepiej by było posiadać 2-3 takie ustrojstwa, a tu barierą zaczyna być cena. Używanie Buffa jako czapki pod kask nie sprawdza się najlepiej, bo ma ona tendencja do łatwego zsuwania się. Jako maska natomiast szybko łapie wilgoć od oddechu i w praktyce zaczyna spełniać raczej funkcje kompresu na twarz. Nie chroni wtedy za dobrze szyi przed chłodem, a zawilgocony wymaga suszenia i jeszcze częstszego prania. Buff najlepiej sprawdza się jako szalik - cienki materiał skutecznie izoluje, a jednocześnie nie ma tendencji do duszenia czy ograniczania ruchliwości głowy, jak zwykły szalik.

          Należy również wziąć pod uwagę, że Buff z czasem zaczyna się brzydko mechacić i traci intensywność koloru, a tym samym swoją atrakcyjność. Biorąc pod uwagę, że płacimy ok. 50zł za w gruncie rzeczy kolorowy kawałek szmatki to moim zdaniem musimy się dobrze zastanowić nad zasadnością zakupu. Zwłaszcza, że warto, by było posiadać dwa albo trzy takie wynalazki.
          Buffa jako czapkę można bez problemów zastąpić zwykłymi chustami (bandanami), które kosztują 20x mniej, a jako zastępstwo w funkcji szalika spokojnie może się sprawdzić najzwyklejszy golf, który jakby nie patrzeć ma jeszcze parę zalet.
          Podsumowując: buff to marketingowo napompowany średnio przydatny i bardzo drogi kawałek materiału, który można spokojnie zastąpić innymi częściami ubioru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz