sobota, 26 stycznia 2013

Co można przewieźć rowerem ( 2 )

          Dzisiaj ponownie wrzucę garść fotek pokazujących co można przewieźć rowerem. Jak widać kreatywność Azji i Afryki nie zna granic, a rowerem (albo rikszą) można przewieźć przedmioty, których się byśmy raczej nie spodziewali. Oczywiście nasi BHPowcy i spece od bezpieczeństwa pewnie zaraz, by się złapali za głowy widząc takie cuda. Z dugiej strony... po co jeździć dwa razy jak można raz?


Nawet nie ma pojęcia co on wiezie, raczej coś lekkiego sądząc po braku ugięcia opony.


Koszyki wiklino podobne. Ciekawe ile by dostał gwiazdek w teście NCAP ;).

Recykling pełną  gębą. U nas, pewnie by to wylądowało w pierwszym lesie albo rowie.

Budujemy nowy dom - jakieś 100 cegieł. Sądząc po wielkości każda pewnie waży ze 2-3kg. Ciekawe czy  rama i ośki to wytrzymały.

Tym razem będziemy dom zapewne ocieplać...
Zbiórka pustych butelek. Po co do tego ciężarówka skoro wystarczy jeden rower z taką konstrukcją. Ekologicznie!


A to już zostawiam bez komentarza po prostu. :)

środa, 23 stycznia 2013

Rowerem przez lata i do tego zawsze modnie

          Jeszcze przez jakiś czas na blogu będzie dosyć sucho. Nie ukrywam, że zwały śniegu zalegające za oknem dosyć skutecznie zniechęcają mnie przed pisaniem smakowitych wpisów. Ale spokojnie, trochę ciekawych tematów zostawiłem jeszcze sobie w zanadrzu i na wiosnę będzie co tutaj poczytać. 


          Dzisiejszy wpis nazwałem trochę przewrotnie - rowerem przez lata. Wydaje mi się, że to najlepszy komentarz do poniższego zdjęcia.


          To oczywiście nikt inny jak (chyba) najsłynniejszy agent w służbie królowej. Warto zwrócić uwagę na strój tego pana, jakże inny od tego co dzisiaj się utożsamia ze typowym strojem rowerowym. Można? Można! Jak widać Connery nie bał się, że rower będzie mu ujmował powagi, szyku czy klasy (bo takie argumenty padają zazwyczaj z ust większości białych kołnierzyków, którym się proponuje przesiadkę na rower).

czwartek, 17 stycznia 2013

Rower do zadań specjalnych - straż pożarna

          Jako, że aktualne warunki są już tylko dla rowerzystów przez duże R i ciężko jest mówić, że mamy szczyt sezonu aktualne wpisy są raczej lekkie i dosyć z przymrużeniem oka. Najciekawsze jeszcze cały czas przed nami, ale poczekajmy do wiosny. Dzisiaj chciałbym zaprezentować kolejną nietypową konstrukcję rowerową, a mianowicie rower strażacki.

Rower do zadań specjalnych


          Sądząc po jakości wykonania należy to uznać ze wynik seryjnej produkcji, a nie jakąś wesołą twórczość pojedynczej jednostki. Rama ze zintegrowanym miejscem na wąż, uchwyt na łom, toporek i dyszę strażacką do tego specjalne oświetlenie (chyba wtedy jeszcze karbidowe) i coś co przypomina jakiś rodzaj syreny albo sygnału dzwiękowego wskazują na całkiem przemyślaną kosntrukcję. No i jeszcze do tego ten kask, po nim zgaduje, że rower zapewne pochodzi z terenów prusko-austriackich. Poniżej jeszcze jedno ujęcie.
Ciekawe czy to cały czas oryginalne malowanie? ;)

W tym egzemplarzu szczególnie urzekający jest dzwonek :D.
          Warto zwrócić uwagę na drewniane wykończenia pedałów i chwyty. Z tyłu brak hamulca (albo jest zintegrowany w torpedzie), ale już z przodu mamy chyba jakiegoś dziadka współczesnych szczękowców. Oczywiście tego typu rozwiązań rowerowych było więcej. Poniżej widać na przykład konstrukcję z przełomu XIX i XXw - podwójny tandem czyli fire engine pełną gębą. 

Podwójny tandem czyli quadryckl, rok 1896.

Wyjazd na akcje strażacką, gdzieś w Niemczech, rok 1910. 
          A tutaj już dużo bardziej współczesna konstrukcja. Misterna rama została zastąpiona typową masówką, a zamiast tego pojawiły się dwa kosze/sakwy do przewożenia gaśnic i węża.
Konstrukcja już zdecydowanie nowocześniejsza.


          A na zakończenie miły akcent. Tych czterech panów podjęło się przejechania 3600mil po USA. W celach charytatywnych oczywiście. Zainteresowanych trasą i szczegółami odsyłam na stronę: http://www.usacoast2coast.org.uk/

Jak widać dla tych panów pomaganie nie kończy się na walce z żywiołem.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rowerowa opona z zębami


                Zima w końcu rozwinęła skrzydła. Śnieżkiem sypnęło, a czasem i zdrowo przysypało, tu i ówdzie również pojawił się lód. Jeśli chodzi o temperatury to nie są one jakoś bardzo niskie, można więc powiedzieć, że warunki na rower są jak najbardziej sprzyjające. O jeździe w śniegu ostatniotrochę już pisałem. Dzisiaj postanowiłem popełnić taki mały wpis poświęcony kwestii zimowych opon rowerowych.
                Różni życzliwcy i nieżyczliwcy widząc mnie w zimie na rowerze lubili sobie dowcipkować o tym czy mam już założone zimówki na rower. Zawsze byli zdziwieni, kiedy odpowiadałem, że w pewnym sensie, ale na stricte zimówki rowerowe mnie nie stać. Zazwyczaj wtedy rozmówca słysząc o zimówkach robił klasycznego karpika i czym prędzej wycofywał się z nieudanego żartu.
                Zimowa opona na rower to przede wszystkim opona szeroka z odpowiednio agresywnym bieżnikiem, najlepiej takim, który nie będzie się łatwo zapychał pokonywanym śniegiem. Więcej o tych kwestiach pisałem we wpisach poświęconym oponom.
                Jednak sprawa nie jest tak do końca banalna, bo istnieją jeszcze opony z kolcami, które są dedykowane do jazdy zimowej. Na naszym rynku wśród do najpowszechniej dostępnych zaliczają się modele Schwalbe (Winter, Snow Stud, Ice Spiker), Kenda (Klondike)  i Continental (Spike Claw). Bardzo ładne nazwy, prawda? Sugerują co najmniej, że rower będzie sam jechał ; ). Teoretycznie jest zatem w czym wybierać. Od razu mówię, że wpis ten ma cel czysto teoretyczny ponieważ nie miałem nigdy okazji jeździć na takich oponach. Dlaczego? Po pierwsze moje miejskie warunki nie wymagały ode mnie na szczęście zakładania takich opon. Drugim kryterium była oczywiście cena wahająca się od 110zł za najtańsze egzemplarze do 300zł za sztukę. Dla przeciętnego dojeżdżacza miejskiego jest to zatem wydatek nie mały.

                Dawnymi czasy przeglądając Internet natrafiłem kiedyś na jakiegoś pasjonata, który postanowił sobie taką oponę zrobić samodzielnie. Pamiętam, że dosyć mnie to wtedy zaciekawiło. Niestety nie udało mi się znaleźć oryginalnej strony, ale jak widzę opis krąży tu i ówdzie i pozwoliłem sobie go przytoczyć poniżej. (opis pochodzi ze strony: www.wrower.pl/porady/zima-na-rowerze,5490.html)

Aby zrobić kolcowaną oponę musimy przygotować:·         zwykłą oponę, może być stara - ale musi posiadać bieżnik
·         od 50 do 200 wkrętów. Nie mogą być do drewna - są zbyt miękkie. Powinny to być tzw. blachowkręty - przeznaczone do stali. najlepiej z końcówką w kształcie małego wiertła (jest bardzo twarde). Wkręty nie mogą być za długie ! Wybijmy sobie z głowy - może i efektownie wyglądającą - oponę z kolcami jak jeż - jest zupełnie nieprzydatna. Zbyt długie wkręty na lodzie będą się kładły (duża dźwignia) i mogą zniszczyć szybko całą oponę, a w kopnym i płytkim śniegu będziemy zbierali wszystkie papierki i liście ze ścieżki. Łepek śruby powinien być w kształcie grzybka i na śrubokręt krzyżakowy
·         wiertarka z małym (1-2 mm) wiertłem
·         wkrętak
·         silikon
Od zewnątrz opony nawiercamy wybrane klocki bieżnika. Możemy wiertło zanurzać w oleju (do łańcucha) - będzie łatwiej się przewiercić. Gdy wiertło przebije się, w otwór od wewnątrz opony wkręcamy wkręt. Można też bez używania wiertarki - od razu wkręcać wkręty od wewnątrz opony - ale musimy dokładnie trafić w klocek bieżnika, inaczej kolec nie będzie się trzymał. Jak dużo kolców zamocować ? Przyjrzyjcie się zdjęciom opon poniżej - najlepiej skorzystać z doświadczenia producentów. Najbardziej uniwersalny wzór wydaje się mieć opona Schwalbe Snow Stud - po bokach. Dzięki temu kolce będą łapały przede wszystkim na zakrętach, i kiedy koło będzie "leciało". Dodatkowo obniżając ciśnienie w oponie spowodujemy lepsze trzymanie na lodzie.Wkręcone kolce zabezpieczamy od wewnątrz silikonem. Dodatkowo możemy położyć stara dętkę pomiędzy dętka właściwą, a oponą z kolcami.
                 
                Jak widać więc zrobienie takiej opony wymaga nie małych zdolności manualnych i trochę sprzętu. Co prawda nigdy się nie podjąłem wykonania takiego cuda, ale przestrzegam zapaleńców przed chwytaniem się za wiertarkę i pędzeniem do marketu po wkręty. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie należy raczej traktować jako rodzaj warsztatowej rozrywki w zimowe wieczory niż szanse na uzyskanie pełnowartościowej opony z kolcami. Przypuszczam, że trzeba by wykonać kilka prób zanim by się dobrało odpowiednią długość wkrętów, a nawet to nie zapewniło, by nam nigdy odpowiedniej wytrzymałości całej konstrukcji. Jakby nie patrzeć rozwiercanie kordu opony i potem jeszcze wkręcanie w niego śrub może skutecznie osłabić całą oponę i sprawić, że w połączeniu z niskimi temperaturami całość się nam efektownie rozleci. Ale może to tylko mój wrodzony pesymizm ; ). Jeśli ktoś kiedyś podjął się zrobienia takiej opony to z chęcią wysłuchałbym jego opinii na ten temat.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rowerzysta zawsze widoczny - więcej o taśmach


          Ostatnio trochę się rozwodziłem o tym jakie to odblaskowe taśmy są fajne. Bo w sumie są: i tanie, i łatwe w montażu, nie sposób je uszkodzić, a i co zdolniejsi  mogą się wykazać kreatywnością i przyozdobić swój rower w jakiś nietypowy sposób, w skrócie - fajne. Zupełnie przypadkiem trafiłem ostatnio na stronę www.brightthread.com , która zajmuje się dystrybucją taśm o dosyć ciekawych właściwościach. 
          Są to mianowicie kolorowe taśmy, które w świetle reflektorów odbijają światło. Od klasycznych scotchlite'ów czy innych 3Mów różnią się tym, że można je dosyć dobrze dopasować do kolorystyki naszego roweru. Najciekawiej się prezentuje kolor... czarny, ponieważ po oświetleniu robi się biały. Z resztą sami spójrzcie na fotki.



          Pewnym minusem jest dosyć ograniczona paleta barw oraz fakt, że jak widać nie wszystkie kolory tak samo zachowują się w wyniku oświetlenia. Cena? 18$ za 'zestaw', który rzekomo ma wystarczyć na wyklejenie ramy.  Nie jest to więc jakaś zawrotna kwota. 

wtorek, 8 stycznia 2013

Rowerzysta widoczny aż za dobrze.

        W ostatnim wpisie napisałem trochę o kwestii odpowiedniego oświetlenia roweru i siebie na nim. "Bądź widoczny na drodze" mawiał pan policjant w szkole. A czy można z tym przesadzić?


Jak widać można...

niedziela, 6 stycznia 2013

Rowerzysta zawsze widoczny


          Jeżdżąc w zimie jesteśmy zasadniczo lepiej widoczni na drodze niż w lecie. Wszechobecny śnieg (khem, khem) sprawia, że jest ogólnie jaśniej i łatwiej nas zauważyć.  Ale mimo to nie ma co liczyć na sokoli wzrok kierowców i trzeba sie zastanowić jak można poprawić swoją widoczność na ulicy.
          Kwestie tą możemy załatwić dwojako: pasywnie i aktywnie. Aktywne oświetlenie to oczywiście wszelkiej maści lampki rowerowe i inne światełka. Mamy na rynku setki modeli, od tych za kosmiczne pieniądze, co  mogłyby robić za małe latarnie, po takie, które nie powinny być w ogóle używane ze względu na małą moc. Światła poza tym, że sprawiają, że jesteśmy na drodze widocznie oczywiście pozwalają nam jeszcze unikać niespodzianek na drogach oraz ostrzegają przechodniów kręcących się w pobliżu DDR. Podstawową wadą jest oczywiście konieczność dbania o naładowane baterie oraz o to, by lampki odpinać jak zostawiamy gdzieś rower bez nadzoru.
'Światełko' rowerowe, model: szperacz lotniczy.
          Żeby było jasne, każdy rowerzysta ma obowiązek posiadać oświetlenie i go używać po zmroku. Takie jest prawo. Oczywiście nie tylko kwestie legislacyjne powinny nas do takich zachowań skłaniać, ale przede wszystkim nasz zdrowy rozsądek i chęć przeżycia.  Raz miałem okazję jechać po ciemku, nieoświetlonym skrajem dosyć ruchliwej i wąskiej drogi i powiem, że nie było to nic przyjemnego, ani mądrego z mojej strony.
          A co można powiedzieć o rozwiązaniach pasywnych? Mam tu oczywiście na myśli wszelkiej maści odblaski. Przede wszystkim służą one tylko naszemu bezpieczeństwu, bo siłą rzeczy nic nam nie oświetlą. Nie wymagają baterii,  a i nie są raczej łakomym kąskiem dla złodziei. Zamiast klasycznych odblasków można zastosować samoprzylepne taśmy odblaskowe. Pozwalają one trochę spersonalizować nasz rower, ważą zdecydowanie mniej niż plastikowe odblaski oraz nie ma ryzyka, że je połamiemy podczas wywrotki.
Taśmy odblaskowe są tanie, wytrzymałe i można je pociąć w dowolne kształty i przykleić w różnych miejscu roweru.
          Oczywiście oklejenie roweru taśmami to nie koniec potencjału odblasków. Mamy przecież jeszcze paski refleksyjne na ściankach bocznych opon (o nich pisałem TUTAJ) oraz różnej maści odblaskowe elementy na odzieży (o czym pisałem TUTAJ i TUTAJ).
Osobną kwestią jest oczywiście sam ubiór. Z punktu widzenia praktyczności do jazdy po mieście najlepiej ubierać ubrania czarne, by uniknąć ich szybkiego brudzenia się. Oczywiście czarny kolor niespecjalnie poprawia naszą widoczność, więc warto zainteresować się jakimś jaskrawym elementem odzieży. Wśród rowerzystów popularnością cieszą się lekkie kurtki przeciwdeszczowe w jaskrawożółtych kolorach, to na pewno nie jest głupi pomysł.
Kurtka w ktorej na pewno nikt nie będzie mógł twierdzić, że nas nie widział.

          Osobną kwestią jest jazda w kamizelkach odblaskowych. Osobiście mam do nich dosyć mieszane uczucia. Ani one nie są zbytnio estetyczne, ani praktyczne, a również różni specjaliści podnoszą głosy, że wbrew pozorom kamizelki wcale nie podnoszą naszego bezpieczeństwa i mogą prowadzić do 'wiktymizacji ofiar wypadków z udziałem rowerzystów'. Ale rozważania tej kwestii zostawię może na okazję innego wpisu.
Z braku laku i kit dobry...