Kolejny wpis o bublach drogowców. Czasem zastanawia mnie co
za geniusz wpadł, by pasy na przejściach malować czymś w rodzaju farby olejnej
- gładkiej i śliskiej? Pomysł trzeba uznać, za iście szatański biorąc pod
uwagę, że zazwyczaj zależy wszystkim, by na przejściu w razie czego zatrzymać
się jak najskuteczniej, a nie jak najdłuzej. Niestety z logiką u drogowców bywa
różnie i musimy być świadomi tego prozaicznego niebezpieczeństwa. Pasy na przejściach
(nie tylko na drogach ale również na ścieżkach rowerowych) są śliskie! Oznacza
to, że nie hamujemy na nich gwałtownie, ani nie skręcamy kierownicy.
Rzecz może się wydawać oczywista i błacha, ale zlekceważenie
śliskości pasów raz o mało nie przypłaciłem złamaniem nadgarstka. Był blady
świt, tak gdzieś koło godziny 6.00 czyli można śmiało powiedzieć, że w sumie jeszcze
noc ; ). Grudniowy poranek, niezbyt chłodno jak na tą porę roku , ale kostka
była lekko przyprószona śniegiem - przyczepność jednak całkiem przyzwoita, bez
żadnego dramatu. Ogólnie - głucho wszędzie i cicho wszędzie. Zbliżam się do
pasów na DDR (drodze dla rowerów) i widzę przechodnia, które ledwo przytomny
zmierza w tylko sobie znanym kierunku. Mimo dobrego oświetlenia facet chyba
mnie nie zauważył. Zwalniam trochę, ale już po chwili widzę, że delikwent
spokojnie zdąży zejść z pasów nim ja na nie wjadę. Nie wiem czemu facet nagle
zwalnia, a ja by nie zawadzić go kierownicą muszę go wyminąć. W normalnych
warunkach - chwila moment i bym go zostawił za sobą. Niestety, farba olejna na
pasach w połączeniu ze śniegiem zadziałała jak lustro. Drobne skręcenie
kierownicy i pochylenie się na rowerze i... gleba parę metrów dalej. Wysunięta
ręka w ostatniej chwili amortyzuje uderzenie głowy o beton. Mimo, że prędkość
wyniosła grubo poniżej 20km/h to i tak chwilę jestem zamroczony. Ręka pulsuje
boleśnie w nadgarstku. Rower na szczęście cały, można jechać dalej. Pieszy
nawet się nie odwrócił, totalne zero reakcji, dreptał sobie jak gdyby nigdy nic
dalej. W pierwszym odruchu mam ochotę mu co krzyknąć, ale po chwili dochodzę do
wniosku, że to bez sensu.
Świeżo namalowane pasy, trochę deszczu i poślizg murowany. |
Ręka bolała mnie przez kolejny miesiąc. Jak przypuszczam
doszło do jakiegoś lekkiego pęknięcia, na szczęście wszystko skończyło się dobrze i obyło się bez gipsu.
Pasy nie zawsze są malowane przy użyciu tej farby (na
szczęście), czasem są naklejane specjalne chropowate pasy albo używa się
odpowiednich farb strukturalnych. Proponuje jednak tego nie sprawdzać
doświadczalnie i traktować wszystkie
elementy malowane na drogach jako potencjalnie niebezpieczne. Tutaj skończyło
się na paru stłuczeniach, na drodze po której jeżdżą samochody może się skończyć
gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz