wtorek, 16 października 2012

Grzechy i grzeszki ( 2 )



          Kolejny wpis o bublach drogowców. Czasem zastanawia mnie co za geniusz wpadł, by pasy na przejściach malować czymś w rodzaju farby olejnej - gładkiej i śliskiej? Pomysł trzeba uznać, za iście szatański biorąc pod uwagę, że zazwyczaj zależy wszystkim, by na przejściu w razie czego zatrzymać się jak najskuteczniej, a nie jak najdłuzej. Niestety z logiką u drogowców bywa różnie i musimy być świadomi tego prozaicznego niebezpieczeństwa. Pasy na przejściach (nie tylko na drogach ale również na ścieżkach rowerowych) są śliskie! Oznacza to, że nie hamujemy na nich gwałtownie, ani nie skręcamy kierownicy.
          Rzecz może się wydawać oczywista i błacha, ale zlekceważenie śliskości pasów raz o mało nie przypłaciłem złamaniem nadgarstka. Był blady świt, tak gdzieś koło godziny 6.00 czyli można śmiało powiedzieć, że w sumie jeszcze noc ; ). Grudniowy poranek, niezbyt chłodno jak na tą porę roku , ale kostka była lekko przyprószona śniegiem - przyczepność jednak całkiem przyzwoita, bez żadnego dramatu. Ogólnie - głucho wszędzie i cicho wszędzie. Zbliżam się do pasów na DDR (drodze dla rowerów) i widzę przechodnia, które ledwo przytomny zmierza w tylko sobie znanym kierunku. Mimo dobrego oświetlenia facet chyba mnie nie zauważył. Zwalniam trochę, ale już po chwili widzę, że delikwent spokojnie zdąży zejść z pasów nim ja na nie wjadę. Nie wiem czemu facet nagle zwalnia, a ja by nie zawadzić go kierownicą muszę go wyminąć. W normalnych warunkach - chwila moment i bym go zostawił za sobą. Niestety, farba olejna na pasach w połączeniu ze śniegiem zadziałała jak lustro. Drobne skręcenie kierownicy i pochylenie się na rowerze i... gleba parę metrów dalej. Wysunięta ręka w ostatniej chwili amortyzuje uderzenie głowy o beton. Mimo, że prędkość wyniosła grubo poniżej 20km/h to i tak chwilę jestem zamroczony. Ręka pulsuje boleśnie w nadgarstku. Rower na szczęście cały, można jechać dalej. Pieszy nawet się nie odwrócił, totalne zero reakcji, dreptał sobie jak gdyby nigdy nic dalej. W pierwszym odruchu mam ochotę mu co krzyknąć, ale po chwili dochodzę do wniosku, że to bez sensu.

Świeżo namalowane pasy, trochę deszczu i poślizg murowany.
          Ręka bolała mnie przez kolejny miesiąc. Jak przypuszczam doszło do jakiegoś lekkiego pęknięcia, na szczęście wszystko skończyło się dobrze i obyło się bez gipsu. 
          Pasy nie zawsze są malowane przy użyciu tej farby (na szczęście), czasem są naklejane specjalne chropowate pasy albo używa się odpowiednich farb strukturalnych. Proponuje jednak tego nie sprawdzać doświadczalnie i traktować  wszystkie elementy malowane na drogach jako potencjalnie niebezpieczne. Tutaj skończyło się na paru stłuczeniach, na drodze po której jeżdżą samochody może się skończyć gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz