Tym wpisem zapoczątkuje trochę dłuzszy cykl poświęcony grzechom naszym powszednim ; ). Każdy z nas praktycznie codziennie spotyka się z jakimiś idiotyzmami, czy to w prawie, czy to w infrastrukturze czy po prostu z innymi użytkownikami dróg niezbyt grzeszacymi wyobraźnią.
Na pierwszy ogień chciałbym rzucić jedno z dzieł drogowców, które osobiscie mnie trochę przeraża. Zdjęcie poniżej co prawda pokazuje akurat chodnik, ale widziałem już takie rozwiązanie i przy ścieżce rowerowej ( ! ).
[nagłówek z faktu] Czychające Pręty Śmierci [/nagłowke z faktu] |
Ot obrazek jakich wiele. Przyszli panowie robotnicy i zakopali jakąś rurę. Potem przyszli drudzy panowie, zagrabili, uporządkowali i posiali trawkę. I żeby chamstwo nie deptało postanowili odgrodzić. Odgrodzić w sposób maksymalnie budżetowy, a mianowicie wbijając pręty zbrojeniowe i wiążąc tasiemkę. Dobrze jeszcze jak ta tasiemka jest, bo często się zdarza, że ktoś lub wiatr ją zerwie albo jej w ogóle nie uwzględniono w budżecie całej operacji.
Ale o co w ogóle chodzi? Ano o to, że dla pieszego nie stanowi to specjalnego zagrożenia (choć i tak wolałbym na coś takeigo nie wpaść po ciemku) to dla rowerzysty jest to potencjalne źródło kalectwa. Swego czasu tak wyglądały okolice traktu rowerowego koło Łopuszańskiej, sterczące metalowe pręty, bez żadnej taśmy, w miejscu bez latarni i jeszcze przy chodniku w bardzo kiepskim stanie, który groził rowerzyście wywrotką. Tragedia po prostu wisiała w powietrzu. Upadek z wysokości roweru na taki pręt może się zakończyć paskudnymi obrażeniami, kalectwem albo i śmiercią...
A wystarczyłoby jakoś zabezpieczyć koniec pręta, zawinąć go w pętle lub nasadzić nawet jakaś butelkę... Drogowcy, obyście nie mieli nigdy nikogo na sumieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz