Mimo, że juz środa
drugiego tygodnia moich dojazdów to dopiero teraz znalazłem czas, by podsumować
pierwszy tydzień. Spokojnie - to tak tylko jednorazowo. Nie będę relacjonował w
kółko tego samego przecież. ;).
Pierwszy
tydzień okazał się bardzo specyficzny. Odniosłem wrażenie, że jakaś siła wyższa próbowała
zaprezentować mi całe spektrum rozrywek rowerowych w ciągu tych pięciu dni.
Pogoda zaprezentowała swoje rożne oblicza: od warunków idealnych (nie
za ciepło, trochę słonka, trochę wiaterku), po ekstrema (upał i patelnia lub
ulewa). Miałem zatem przyjemność i porządnie się odwodnić jak i
bardzo dobrze nawodnić (ubrania mokre do ostatniej niteczki). Pojeździłem przy
silnym wietrze jak i zarówno w mżawce (duszno, wbrew pozorom gorąco i do tego
jeszcze para skraplająca się na okularach). Do pełni doznań zabrakło tylko
gołoledzi i śniegu...
Również
od strony technicznej było ciekawie. Zaczęło się od 'wybuchniętej' opony, jakichś
drobnych skrzypień i pisków tu i tam, a skończyło się na lekko
puszczającej starej dętce i wentylu, który odmówił posłuszeństwa z moimi
pompkami. Na szczęście obyło się bez poważniejszych usterek. Pod koniec
tygodnia łańcuch zaczął wydawać charakterystyczne bzyczenie, świadczące, że
cotygodniowy rytuał czyszczenia będzie musem.
Pięć
dni dojazdów to nie wszystko. Poza tym jeszcze jest dzień serwisowy w weekend -
czyszczenie i sprawdzenie napędu, podłatanie dętki oraz umycie roweru po
deszczowym dniu. Niby nic ale trochę czasu na te czynności trzeba poświęcić.
Wraz z regularną jazdą
pojawiają się również pewne efekty uboczne:
- Wilczy apetyt - pisałem o nim w temacie spalania energii na rowerku. Organizm przestawia się w inny tryb energetyczny i co za tym zmienia się nasza kultura żywieniowa. Normalnie funkcjonowałem na dwóch posiłkach dziennie. Teraz grzecznie szamie trzy albo cztery razy w ciągu dnia.
- Zwiększone zapotrzebowanie na mikroelementy - Przyjmowanie dużych ilości płynów w skutek odwaniania, skutkuje zwiększonym zapotrzebowaniem na uzupełnianie pewnych pierwiastków. Jednym z ważniejszych jest magnez. Bez niego łatwo mogą się pojawić skurcze, od delikatnych zaczynając, a na tych, które paraliżują i nie dają się zapomnieć przez kilka dni kończąc. Zatem grzecznie i regularnie łykam preparaty z magnezem.
- Zwiększone zapotrzebowanie na sól. - Może to dziwne ale słone produkty zaczynają mi zdecydowanie bardziej pasować. Przypuszczam, że związki sodu podobnie jak magnez ulegają również wypłukaniu z organizmu. Na szczęście uzupełnienie niedoborów jest dużo prostsze. Dobrze posolony pomidorek załatwi sprawę (a przy okazji i pomoże z magnezem, bo z tego co wiem sporo go zawiera).
- Nadwrażliwość termiczna - Przypuszczam, że jest to efekt przebywania na powietrzu i dużego wysiłku. Po tygodniu jazdy wejście do wanny gorącej wody zaczyna być lekko problematyczne. W sumie to nawet dobrze, nie trzeba jej tak grzać. Problem jest za to przy zasypianiu, kiedy zaczynamy się grzać przykryci nawet cienką kołderką. Jeśli miałbym to do czegoś porównać to jest przypomina mi to lekkie stany podgorączkowe (oczywiście termometr tego nie potwierdza), ale odczucia są podobne.
- Opalenizna rowerowa i ogorzenie od wiatru - Nie da się tego ukryć. Już tydzień wrześniowego słonka wystarczył, by złapać trrochę opalenizny. Opalone ślady po okularach, chuście, rękawiczkach i reszcie garderoby są dosyć charakterystyczne dla nas rowerzystów : ). W sumie nie ma co narzekać. Na początku oficjalnego sezonu trzeba, by pomyśleć o jakimś filtrze - teraz po słonecznych wakacjach można sobie go odpuścić.
- Zmęczenie i wstręt rowerowy - Mimo pewnego zaprawienia w boju to po całym tygodniu czuję jednak zmęczenie. Z jednej strony wczesne pobudki, a z drugiej sumaryczny dystans prawie 230km robi swoje. Niby nie dużo, słyszałem o takich, którzy tyle robią w ciągu dnia, ale trzeba tu przecież mierzyć względnie, wedle własnej miary. W sobotę trzymam się od roweru z daleka i pomimo fajnej pogody nawet mi przez głowę nie przejdzie, by gdzieś pojechać. ; )
Za wysiłkiem idzie w parze
również rozwój mięśni. Już po tygodniu widać pierwsze zmiany. Niby nic ale
jeśłi ktoś uwielbia swoje ciasne spodnie to niech lepiej się dwa razy zastanowi
nim zechce zacząć jeździć. Po jednym sezonie może się trochę zdziwić ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz