Skoro już mniej więcej czujemy dlaczego należy łańcuch
czyścić to czas pociągnąć ten temat dalej. W tym wpisie skupię się na sposobach
czyszczenia i mam nadzieję, że uda mi się przekonać Was do metody jedynej
słusznej moim zdaniem ;). Ale najpierw...
Cztery razy po dwa razy - czyli jak często pucować łańcuszek?
Wielu początkujących chciałoby tu pewnie usłyszeć jakąś
prostą odpowiedź w stylu: "łańcuch czyścimy co x km, albo co x dni".
Niestety, nie ma tak łatwo. Wszystko zależy tutaj od tego jak dużo jeździmy na
rowerze, w jakim terenie i w jakich warunkach pogodowych. W końcu co innego
lipcowa wycieczka ulicami Wawki, a co innego marcowa wyprawa do lasu na 80km.
Stwierdzenie, że łańcuch trzeba czyścić wtedy, kiedy jest brudny również nie
wiele pomaga. Mogę was zapewnić, że łańcuch niejednokrotnie można już uznać za
brudny po 15min pedałowania od jego wyczyszczenia ;). A poza tym co można
przyjąć za miarę brudu? Grubość warstwy kurzu na ogniwach? Odcień śladu jaki
zostawiają zębatki na naszej łydce? :D
Mogę was zapewnić, że jeśli zaczniecie systematycznie dbać o
łańcuch to sami szybko wyczujecie odpowiedni moment, kiedy przyda mu się
kolejne czyszczenie. Dobrą pomocą może być tutaj nasłuchiwanie
charakterystycznego chrzęstu.
W moim osobistym przypadku wyszło mi, że łańcuch czyściłem
co ok. 100km, raz w tygodniu. Oczywiście trzeba tu od razu wrócić myślowo do
pierwszego akapitu, w końcu są rowerzyści, którzy 100km i więcej łykają w jeden
dzień. Wtedy może się okazać, że czyszczenie będzie konieczne znacznie częściej.
Chyba nie muszę wspominać, że jazda w trudnych warunkach:
deszczu i błocie powinna wymusić na nas odpowiednio częstszą konserwację.
Ekstremalnym przypadkiem jest tutaj jazda zimowa po ulicach posypywanych solą. Wtedy
najlepiej czyścić łańcuch jak najczęściej, nie wspominając o tym, że niegłupim
pomysłem jest przeznaczenie jednego z łańcuchów specjalnie tylko na sezon
zimowy. Zostawienie roweru po jeździe w takich warunkach na dłuższy czas może
sprawić, że następnym razem rower powita nas sztywnym łańcuchem z pięknym
rdzawym nalotem.
Maestro, muzyka! - czyli metody lepsze i gorsze.
Co, by się specjalnie nie rozwodzić. Łańcuch można czyścić
na dwa podstawowe sposoby: albo na rowerze, albo po jego rozpięciu i zdjęciu.
Sposoby z pierwszej kategorii są szybsze, ten z drugiej skuteczniejszy.
Metoda 1 - szmatka + benzyna
Nic prostszego. Bierzemy jakąś szmatkę, nasączamy benzyną* i
zaczynamy przecierać łańcuch. W wersji na lenia trzymamy szmatkę w miejscu, a
kręcimy korbami.
PLUSY:
- szybka metoda;
- pozwala usunąć niewielkie zabrudzenie łańcucha i wyczyścić
powierzchnie boczne (najbardziej brudzące ubrania i łydkę);
MINUSY:
- wysoce nieskuteczna przy cięższych zabrudzeniach. Nie czyści
łańcucha wewnątrz.
Ciężko traktować coś takiego w ogóle jako sposób na
czyszczenie łańcucha. To taki odpowiednik prania wstępnego bardziej ;).
Metoda 2 - jak są zęby to i szczoteczka musi być.
Bierzemy jakąś starą szczoteczkę do zębów, słoik z odrobiną
benzyny* i zaczynamy mozolnie czyścić ogniwka raz po raz płucząc szczoteczkę w
słoiku. Nadmiar skapującej benzyny zbieramy szmatką.
PLUSY:
- metoda zdecydowanie bardziej skuteczna. Szczoteczka wraz z
benzyną pozwala skutecznie wyczyścić łańcuch również wewnątrz.
MINUSY:
- metoda strasznie upierdliwa i dosyć czasochłonna;
- używanie szczoteczki wiąże się z pryskaniem brudną benzyną
wszędzie wokół. Prawdopodobnie po czyszczeniu najbliższe otoczenie i my sami będziemy
w charakterystycznych czarnych kropkach...
W ten sposób czyściłem łańcuch na początku swojej przygody z
rowerem. Metoda jest całkiem przyjemna ale jednocześnie stosunkowo mało
skuteczna i bardzo brudząca.
Metoda 3 - czas na trochę techniki i gadżetów
Na początku trzeba się zaopatrzyć w przyrząd do czyszczenia
łańcuchów, a potem... przeczytać instrukcję i działać.
Ot, jeden z przykładów maszynek czyszczących. |
PLUSY:
- metoda na pewno bardziej czystsza niż powyższa;
MINUSY:
- koszt przyrządu;
- mimo wszystko przypuszczam, że skuteczność czyszczenia
jest nie za wysoka;
Nigdy nie miałem możliwości skorzystać z takiego patentu.
Wątpliwość co do skuteczności i koszt wahający się od 30 do 80zł jakoś nigdy
mnie nie przekonały. Jakoś nie potrafię uwierzyć, że takie sprytne urządzonka
są w stanie zastąpić prawdziwą pasję i zręczność dłoni ludzkich ;).
Teraz przejdę do opisu metody, która wymaga zdjęcia
łańcucha. Zanim to jednak nastąpi przystąpię do krótkiej podumanki odnośnie
tego jak przeprowadzić tą operację w miarę bezboleśnie.
ROZPINANIE ŁAŃCUCHA:
Aby rozpiąć łańcuch będziemy potrzebować tzw. kowadełka/imadełka/rozkuwacza.
Zwał jak zwał - owy twór można zobaczyć poniżej. Sprzęt ten kosztuje jakieś
kilkanaście złotych. Oczywiście na początku warto po prostu go od kogoś
pożyczyć albo nawet podjechać do jakiegoś serwisu, gdzie powinni nam go na
chwilę użyczyć.
Używanie rozkuwacza jest banalnie proste (przynajmniej do
rozkuwania ;)) Jedną śrubą blokujemy łańcuch w przyrządzie, a drugą wyciskamy
trzpień z ogniwa. Po chwili mamy elegancko rozpięty łańcuch.
Rozkuwacz w wersji podstawowej... |
...i bardziej wybajerzonej. Obie sprawdzą się równie dobrze ;) |
SPINANIE ŁAŃCUCHA:
Teraz będzie znacznie ciekawiej. Łańcuch możemy łatwo skuć
przy użyciu specjalnego pina (trzpienia). Postępujemy odwrotnie niż przy
rozpinaniu. Najpierw oba końce łańcucha umieszczamy w imadełku, dokręcamy śrubę
trzymającą, wsadzamy pin, wpychamy go do środka, tak, by znalazł się we właściwym
miejscu (jak mu się bliżej przyjrzycie to zauważycie miejsca gdzie mają trafić
płytki), a na końcu przy użyciu kombinerek odłamujemy wystający kawałek służący
za prowadnicę. Taki specjalny pin zazwyczaj jest w komplecie z nowym łańcuchem
(Shimano) lub można go kupić za jakieś 5PLN sztuka.
Specjalny pin do skuwania łańcucha. Znacznie upraszcza życie. Część po lewej to element prowadzący, który odłamujemy po skuciu łańcucha. |
I tu właśnie zaczyna się pierwszy zgrzyt. Po pierwsze taki
pin po odłamaniu 'kawałka prowadzącego' zaczyna być cholernie trudno ponownie
wykorzystać przy zakuwaniu (a pamiętajmy, że taka konieczność może nastąpić już
po tygodniu albo pierwszej dłuższej wycieczce). Z tego co wiem to producenci w
ogóle odradzają wielokrotne używanie pinów, za każdym razem powinniśmy używać
nowego. Operacja montażu bez kawałka prowadzącego zaczyna wymagać dużo cierpliwości, pincety i
najlepiej trzeciej ręki albo jakiegoś pomagiera. Po drugie większość takich
pinów dosyć łatwo się wyrabia i przestają spinać łańcuch z odpowiednią siłą. Rezultat
może być taki, że łańcuch się nam po prostu rozepnie podczas jazdy... Po
trzecie, musimy wiedzieć, że łańcuch ogólnie nie lubi skuwania i rozkuwania.
Proces ten jakby nie patrzeć jest dosyć brutalny i powoduje niepotrzebne gięcie
i wyrabianie się poszczególnych elementów. W ekstremalnej sytuacji będziemy
musieli skracać łańcuch, by wyeliminować z niego wadliwe ogniwa. Ostatnim powodem
dla którego, piny są nie fajne jest powód czysto ekonomiczny. Cena mniej więcej 5zł/szt sprawia, nawet przy
założeniu, że jeden pin starcza nam na trzy rozkucia, że w perspektywie rocznej
wyłożymy kwotę za którą moglibyśmy z powodzeniem kupić sobie nowy łańcuch.
Spinka do łańcucha - cudowny wynalazek. |
Na szczęście mądrzy ludzie poszli po rozum do głowy i dali
nam alternatywę - spinki. Wynalazek o tyle genialny co prosty. Dwa półogniwka,
które możemy spinać i rozpinać praktycznie tylko przy użyciu rąk. Prosto,
szybko i wygodnie, a o wszystko za mniej więcej 6-12zł/szt. Spinki są
długowieczne, nie uszkadzają łańcucha i mitem jest, że mogą sie same rozpiąć.
Mam przejechane parę tysięcy km na nich i nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło.
Więcej o spinkach napiszę w jakimś kolejnym wpisie, bo wbrew pozorom i tutaj
można napisać coś ciekawego.
Metoda 4 - shake me baby!
Skoro mamy już rozpięty łańcuch to pakujemy go do litrowego
słoika i zalewamy ~pół litrem benzyny*. Następnie mocno zakręcamy i zaczynamy
tzw. szejkowanie czyli... po prostu potrząsanie. Wszelkie figury barmańskie
mile widziane ;). Na koniec warto zostawić łańcuch jeszcze na parę minut by się
pomoczył. Metodę tą można wzbogacić również o kolejny etap z drugim słoikiem.
Wtedy w pierwszym dokonujemy czyszczenia zgrubnego, a w drugim dokładniejszego.
Jako, ze cała aparatura jest wielokrotnego użytku (pamiętaj tylko o szczelnym
zakręceniu słoika) to już po miesiącu
zaobserwujemy ładniutką warstewkę brudu na dnie słoika i będziemy mogli sobie
łatwo porównać ile śmieci schodzi z łańcucha na którym etapie.
Słoiczek po kilku szejkowaniach. Na dole widać już pokaźną ilość brudu, kurzu i zmielonego metalu - esencji życia każdego łańcucha ;). |
PLUSY:
- metoda najdokładniejsza, wypłukuje zdecydowaną większość
zanieczyszczeń ze wszystkich elementów łańcucha;
- metoda najczystsza - zarówno dla nas jak i dla otoczenia
;)
- metoda najszybsza - chwila potrząsania i po sprawie;
MINUSY:
- wymaga zdjęcia łańcucha;
Szejkowanie jest moim zdaniem najlepszą metodą czyszczenia
łańcucha. Mam nadzieję, że obroni się sama i nie będzie musiał nikogo do niej
przekonywać na siłę. ;)
UWAGA: Benzyna w słoiku po szejkowaniu jest wysoce lotna i dobrze
zmieszana z powietrzem - bez żadnej przesady jest to mieszanka wybuchowa. Przestrzegam
przed paleniem w pobliżu papierosów czy wszelkimi źródłami ognia. Spalone brwi
to pół biedy ale granat odłamkowy w jaki zamieni się słoik po wybuchu może
doprowadzić do tragedii!
*na potrzeby tego wpisu cały czas piszę o benzynie. Może to
być zarówno zwykła etylina samochodowa jak i trochę mniej śmierdząca ale
droższa, benzyna ekstrakcyjna lub jakiś inny rozpuszczalnik. Ekofani mogą
zawsze kupić jeden z bajeranckich środków rowerowych np. na bazie skórek
pomarańczowych. Jeśli kogoś nie odstraszają ceny to proszę bardzo.
A w kolejnym odcinku: czym i jak nasmarować wypucowany
łańcuch :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz