niedziela, 5 sierpnia 2012

Dbaj o łańcuch swój (2)


  Skoro już mniej więcej czujemy dlaczego należy łańcuch czyścić to czas pociągnąć ten temat dalej. W tym wpisie skupię się na sposobach czyszczenia i mam nadzieję, że uda mi się przekonać Was do metody jedynej słusznej moim zdaniem ;). Ale najpierw...

Cztery razy po dwa razy - czyli jak często pucować łańcuszek?


  Wielu początkujących chciałoby tu pewnie usłyszeć jakąś prostą odpowiedź w stylu: "łańcuch czyścimy co x km, albo co x dni". Niestety, nie ma tak łatwo. Wszystko zależy tutaj od tego jak dużo jeździmy na rowerze, w jakim terenie i w jakich warunkach pogodowych. W końcu co innego lipcowa wycieczka ulicami Wawki, a co innego marcowa wyprawa do lasu na 80km. Stwierdzenie, że łańcuch trzeba czyścić wtedy, kiedy jest brudny również nie wiele pomaga. Mogę was zapewnić, że łańcuch niejednokrotnie można już uznać za brudny po 15min pedałowania od jego wyczyszczenia ;). A poza tym co można przyjąć za miarę brudu? Grubość warstwy kurzu na ogniwach? Odcień śladu jaki zostawiają zębatki na naszej łydce? :D
  Mogę was zapewnić, że jeśli zaczniecie systematycznie dbać o łańcuch to sami szybko wyczujecie odpowiedni moment, kiedy przyda mu się kolejne czyszczenie. Dobrą pomocą może być tutaj nasłuchiwanie charakterystycznego chrzęstu.
W moim osobistym przypadku wyszło mi, że łańcuch czyściłem co ok. 100km, raz w tygodniu. Oczywiście trzeba tu od razu wrócić myślowo do pierwszego akapitu, w końcu są rowerzyści, którzy 100km i więcej łykają w jeden dzień. Wtedy może się okazać, że czyszczenie będzie konieczne znacznie częściej.
  Chyba nie muszę wspominać, że jazda w trudnych warunkach: deszczu i błocie powinna wymusić na nas odpowiednio częstszą konserwację. Ekstremalnym przypadkiem jest tutaj jazda zimowa po ulicach posypywanych solą. Wtedy najlepiej czyścić łańcuch jak najczęściej, nie wspominając o tym, że niegłupim pomysłem jest przeznaczenie jednego z łańcuchów specjalnie tylko na sezon zimowy. Zostawienie roweru po jeździe w takich warunkach na dłuższy czas może sprawić, że następnym razem rower powita nas sztywnym łańcuchem z pięknym rdzawym nalotem.

Maestro, muzyka! - czyli metody lepsze  i gorsze.


  Co, by się specjalnie nie rozwodzić. Łańcuch można czyścić na dwa podstawowe sposoby: albo na rowerze, albo po jego rozpięciu i zdjęciu. Sposoby z pierwszej kategorii są szybsze, ten z drugiej skuteczniejszy.

Metoda 1 - szmatka + benzyna


  Nic prostszego. Bierzemy jakąś szmatkę, nasączamy benzyną* i zaczynamy przecierać łańcuch. W wersji na lenia trzymamy szmatkę w miejscu, a kręcimy korbami.

PLUSY:
- szybka metoda;
- pozwala usunąć niewielkie zabrudzenie łańcucha i wyczyścić powierzchnie boczne (najbardziej brudzące ubrania i łydkę);
MINUSY:
- wysoce nieskuteczna przy cięższych zabrudzeniach. Nie czyści łańcucha wewnątrz.

  Ciężko traktować coś takiego w ogóle jako sposób na czyszczenie łańcucha. To taki odpowiednik prania wstępnego bardziej ;).


Metoda 2 - jak są zęby to i szczoteczka musi być.


  Bierzemy jakąś starą szczoteczkę do zębów, słoik z odrobiną benzyny* i zaczynamy mozolnie czyścić ogniwka raz po raz płucząc szczoteczkę w słoiku. Nadmiar skapującej benzyny zbieramy szmatką.

PLUSY:
- metoda zdecydowanie bardziej skuteczna. Szczoteczka wraz z benzyną pozwala skutecznie wyczyścić łańcuch również wewnątrz.
MINUSY:
- metoda strasznie upierdliwa i dosyć czasochłonna; 
- używanie szczoteczki wiąże się z pryskaniem brudną benzyną wszędzie wokół. Prawdopodobnie po czyszczeniu najbliższe otoczenie i my sami będziemy w charakterystycznych czarnych kropkach...

  W ten sposób czyściłem łańcuch na początku swojej przygody z rowerem. Metoda jest całkiem przyjemna ale jednocześnie stosunkowo mało skuteczna i bardzo brudząca.


Metoda 3 - czas na trochę techniki i gadżetów 


  Na początku trzeba się zaopatrzyć w przyrząd do czyszczenia łańcuchów, a potem... przeczytać instrukcję i działać.

Ot, jeden z przykładów maszynek czyszczących.

PLUSY:
- metoda na pewno bardziej czystsza niż powyższa;
MINUSY:
- koszt przyrządu;
- mimo wszystko przypuszczam, że skuteczność czyszczenia jest nie za wysoka;

  Nigdy nie miałem możliwości skorzystać z takiego patentu. Wątpliwość co do skuteczności i koszt wahający się od 30 do 80zł jakoś nigdy mnie nie przekonały. Jakoś nie potrafię uwierzyć, że takie sprytne urządzonka są w stanie zastąpić prawdziwą pasję i zręczność dłoni ludzkich ;).



  Teraz przejdę do opisu metody, która wymaga zdjęcia łańcucha. Zanim to jednak nastąpi przystąpię do krótkiej podumanki odnośnie tego jak przeprowadzić tą operację w miarę bezboleśnie. 

ROZPINANIE ŁAŃCUCHA:

  Aby rozpiąć łańcuch będziemy potrzebować tzw. kowadełka/imadełka/rozkuwacza. Zwał jak zwał - owy twór można zobaczyć poniżej. Sprzęt ten kosztuje jakieś kilkanaście złotych. Oczywiście na początku warto po prostu go od kogoś pożyczyć albo nawet podjechać do jakiegoś serwisu, gdzie powinni nam go na chwilę użyczyć.
Używanie rozkuwacza jest banalnie proste (przynajmniej do rozkuwania ;)) Jedną śrubą blokujemy łańcuch w przyrządzie, a drugą wyciskamy trzpień z ogniwa. Po chwili mamy elegancko rozpięty łańcuch.
Rozkuwacz w wersji podstawowej...


...i bardziej wybajerzonej. Obie sprawdzą się równie dobrze ;)

SPINANIE ŁAŃCUCHA:

  Teraz będzie znacznie ciekawiej. Łańcuch możemy łatwo skuć przy użyciu specjalnego pina (trzpienia). Postępujemy odwrotnie niż przy rozpinaniu. Najpierw oba końce łańcucha umieszczamy w imadełku, dokręcamy śrubę trzymającą, wsadzamy pin, wpychamy go do środka, tak, by znalazł się we właściwym miejscu (jak mu się bliżej przyjrzycie to zauważycie miejsca gdzie mają trafić płytki), a na końcu przy użyciu kombinerek odłamujemy wystający kawałek służący za prowadnicę. Taki specjalny pin zazwyczaj jest w komplecie z nowym łańcuchem (Shimano) lub można go kupić za jakieś 5PLN sztuka.
Specjalny pin do skuwania łańcucha. Znacznie upraszcza życie. Część po lewej to element prowadzący, który odłamujemy po skuciu łańcucha.

  I tu właśnie zaczyna się pierwszy zgrzyt. Po pierwsze taki pin po odłamaniu 'kawałka prowadzącego' zaczyna być cholernie trudno ponownie wykorzystać przy zakuwaniu (a pamiętajmy, że taka konieczność może nastąpić już po tygodniu albo pierwszej dłuższej wycieczce). Z tego co wiem to producenci w ogóle odradzają wielokrotne używanie pinów, za każdym razem powinniśmy używać nowego. Operacja montażu bez kawałka prowadzącego  zaczyna wymagać dużo cierpliwości, pincety i najlepiej trzeciej ręki albo jakiegoś pomagiera. Po drugie większość takich pinów dosyć łatwo się wyrabia i przestają spinać łańcuch z odpowiednią siłą. Rezultat może być taki, że łańcuch się nam po prostu rozepnie podczas jazdy... Po trzecie, musimy wiedzieć, że łańcuch ogólnie nie lubi skuwania i rozkuwania. Proces ten jakby nie patrzeć jest dosyć brutalny i powoduje niepotrzebne gięcie i wyrabianie się poszczególnych elementów. W ekstremalnej sytuacji będziemy musieli skracać łańcuch, by wyeliminować z niego wadliwe ogniwa. Ostatnim powodem dla którego, piny są nie fajne jest powód czysto ekonomiczny.  Cena mniej więcej 5zł/szt sprawia, nawet przy założeniu, że jeden pin starcza nam na trzy rozkucia, że w perspektywie rocznej wyłożymy kwotę za którą moglibyśmy z powodzeniem kupić sobie nowy łańcuch.
Spinka do łańcucha - cudowny wynalazek.

  Na szczęście mądrzy ludzie poszli po rozum do głowy i dali nam alternatywę - spinki. Wynalazek o tyle genialny co prosty. Dwa półogniwka, które możemy spinać i rozpinać praktycznie tylko przy użyciu rąk. Prosto, szybko i wygodnie, a o wszystko za mniej więcej 6-12zł/szt. Spinki są długowieczne, nie uszkadzają łańcucha i mitem jest, że mogą sie same rozpiąć. Mam przejechane parę tysięcy km na nich i nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło. Więcej o spinkach napiszę w jakimś kolejnym wpisie, bo wbrew pozorom i tutaj można napisać coś ciekawego.


Metoda 4 - shake me baby!


  Skoro mamy już rozpięty łańcuch to pakujemy go do litrowego słoika i zalewamy ~pół litrem benzyny*. Następnie mocno zakręcamy i zaczynamy tzw. szejkowanie czyli... po prostu potrząsanie. Wszelkie figury barmańskie mile widziane ;). Na koniec warto zostawić łańcuch jeszcze na parę minut by się pomoczył. Metodę tą można wzbogacić również o kolejny etap z drugim słoikiem. Wtedy w pierwszym dokonujemy czyszczenia zgrubnego, a w drugim dokładniejszego. Jako, ze cała aparatura jest wielokrotnego użytku (pamiętaj tylko o szczelnym zakręceniu słoika)  to już po miesiącu zaobserwujemy ładniutką warstewkę brudu na dnie słoika i będziemy mogli sobie łatwo porównać ile śmieci schodzi z łańcucha na którym etapie.
Słoiczek po kilku szejkowaniach. Na dole widać już pokaźną ilość brudu, kurzu i zmielonego metalu - esencji życia każdego łańcucha ;).


PLUSY:
- metoda najdokładniejsza, wypłukuje zdecydowaną większość zanieczyszczeń ze wszystkich elementów łańcucha;
- metoda najczystsza - zarówno dla nas jak i dla otoczenia ;)
- metoda najszybsza - chwila potrząsania i po sprawie;
MINUSY:
- wymaga zdjęcia łańcucha;

  Szejkowanie jest moim zdaniem najlepszą metodą czyszczenia łańcucha. Mam nadzieję, że obroni się sama i nie będzie musiał nikogo do niej przekonywać na siłę. ;)

  UWAGA: Benzyna w słoiku po szejkowaniu jest wysoce lotna i dobrze zmieszana z powietrzem - bez żadnej przesady jest to mieszanka wybuchowa. Przestrzegam przed paleniem w pobliżu papierosów czy wszelkimi źródłami ognia. Spalone brwi to pół biedy ale granat odłamkowy w jaki zamieni się słoik po wybuchu może doprowadzić do tragedii!

*na potrzeby tego wpisu cały czas piszę o benzynie. Może to być zarówno zwykła etylina samochodowa jak i trochę mniej śmierdząca ale droższa, benzyna ekstrakcyjna lub jakiś inny rozpuszczalnik. Ekofani mogą zawsze kupić jeden z bajeranckich środków rowerowych np. na bazie skórek pomarańczowych. Jeśli kogoś nie odstraszają ceny to proszę bardzo.

A w kolejnym odcinku: czym i jak nasmarować wypucowany łańcuch :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz