poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zimowa jazda na rowerze ( 3 )


Skoro mamy już za sobą opisy przygotowań ubraniowych i sprzętowych to na sam koniec warto, by jeszcze napisać coś o technice jazdy. Zabrzmiało strasznie mądrze, ale zanim wyskoczymy na rower w zimie warto wiedzieć o paru rzeczach.

Przede wszystkim zima zimie nie równa. Wszystko oczywiście sprowadza się do temperatury za oknem. Z punktu widzenia rowerowego zdecydowanie wolimy lekki mróz niż temperatury około zera i na plusie. Powodem jest oczywiście plucha, która zaczyna się tworzyć jak tylko termometr wskaże parę stopni powyżej zera.

Jazda podczas odwilży:
- jest ogólnie wredna: mokro i wilgotno. Koniecznie trzeba założyć błotniki, bo bez nich wrócimy do domu mało, że mokrzy to jeszcze i brudni. Brudni pewnie będziemy i tak, bo praktycznie każdy samochód na drodze wzbudza wokół siebie chmurę błota i wody, ale cóż... taki urok. Jazda w okularach ze względu na wysoką wilgotność i mgłę robi się irytująca, bo będą nam one momentalnie zaparowywać. Antyfogi mogą pomóc, ale zbytnio bym na nie liczył.
- jest wyjątkowo niebezpieczna: lód i śnieg pokryty warstewką wody szybko zamienia się w niesamowitą ślizgawkę. Poza tym zawsze trzeba liczyć się z tym, że temperatura spadnie i wtedy zrobi się już szklanka. Mgła i ograniczona widoczność sprawiają, że jesteśmy również gorzej widoczni.
- jest bardziej męcząca: wysoka wilgotność powietrza sprawia, że łatwiej nam się zmęczyć podczas wysiłku fizycznego. Warto mieć to na uwadze i nie ubierać się tak ciepło jak zwykle, bo wrócimy zlani potem zwłaszcza, ze ubrania szybko łapią wilgoć i tracą swoje parametry.

Jazdę podczas odwilży, wśród kałuż śniegowych i brudnego błota pośniegowego ogólnie uznaję za najmniej przyjemną pogodę na wyjazdy rowerowe i staram się jej unikać jak tylko mogę. Uroku w tym za grosz, estetyka otoczenia też byle jaka, a rezultat prawie zawsze taki sam: brudno i mokro.

Jazda podczas mrozu jest dużo przyjemniejsza, mniej bolesna i mokra :).

Jazda podczas mrozu:
- potrafi być przyjemna. Tak długo jak mróz nie jest siarczysty, nie ma wiatru, a my jesteśmy w dobrym humorze to  jazda jest bardzo fajna. Przede wszystkim wilgotność powietrza jest niższa i co za tym idzie nie mamy wrażenia, że jedziemy w saunie.
- jest czystsza. To chyba sprawa oczywista, nie ma wody - nie ma błota. Również ewentualny upadek na śnieg jest dużo bardziej przyjemny niż upadek w szaro-burą kałuże. Jednak jeśli jeździmy wśród samochodów cudów się nie ma co spodziewać - wybrudzimy się trochę, ale zdecydowanie nie tak jak podczas odwilży.
- jest bezpieczniejsza. Nie ma mgły i zazwyczaj wokół leży dużo białego śniegu, który sprawia, że po zmroku wmieście jest zdecydowanie jaśniej. My jesteśmy lepiej widoczni , ale też sami więcej widzimy (np. światła samochodów włączających się do ruchu).


Parę zasad ogólnych:

- Podstawowa kwestia to wyskoczyć gdzieś na boczną uliczkę i trochę się pobawić. Jazda po śniegu i lodzie jest dosyć specyficzna. Na rowerze niejednokrotnie łatwiej jest się utrzymać niż ustać na własnych nogach. Warto o tym pamiętać szczególnie podczas zsiadania, bo może się okazać, że wycieczkę zakończymy efektownym "You Can Dance- bicycle edition".
- Jeździmy wolniej i nie szalejemy, bo wbrew pozorom zatrzymać się na rowerze jest dużo trudniej niż samochodem. Warto sprawdzić sobie drogę hamowania, bo może się okazać, że na trasie przykozaczymy trochę, a potem będziemy się tłumaczyć kierowcy z nagłej wizyty na tylniej kanapie przez bagażnik...
- Uważamy na skrętach. Praca kierownicy to podstawa. Można jechać po totalnej szklance, ale wtedy zaczynamy mieć promień skrętu jak kontenerowiec na morzu. Zimowa jazda nie lubi gwałtownych skrętów!
- Jazda zimowa = wywrotki. Musimy zdać sobie z tego sprawę. Ale nie trzeba się ich obawiać, bo wbrew pozorom upadek na śnieg można porównać do upadku na kołdrę. Problemy się robią oczywiście, jeśli zamiast śniegu będzie lód... Mimo to przy zachowaniu zdrowego rozsądku i wolnej jeździe nie będą to upadki groźne. W newralgicznych miejscach lepiej zsiąść i przeprowadzić rower.

- Uważamy szczególnie na zwierzęta, przechodniów i dzieci z sankami. Trzeba pamiętać, ze jest ślisko, a my mamy ograniczoną manewrowość. Co z tego, że ominiemy dzieciaka jak sami skończymy boleśnie potłuczeni 2m dalej.
- Uważamy na znaki wymalowane na drodze i zebry. Niektóre z nich są wymalowane bardzo śliskimi farbami co w połączeniu ze śniegiem, lodem albo błotem pośniegowym zazwyczaj kończy się wywrotką na środku ulicy.
- Nie jeździmy z zegarkiem na ręku. Elektroniczne mają tendecję do zamarzania (wyświetlacze). Poza tym metalowa koperta na nadgarstku może go nam nieźle wymrozić.
- By nie wyglądać jak zombie korzystamy z jakichś kremów do ust (sztyfty Neutrogeny albo zwykły Linomag). 
- Nie wsiadamy na rower jeśli nie mamy minimalnego przygotowania kondycyjnego np. w postaci regularnego spędzania czasu na świeżym powietrzu. Jeśli ktoś przeczytał te wpisy i się zapalił do pomysłu jazdy zimowej (serio, są tacy?) to niech chwilę się zastanowi. Do zahartowania się wiele nie potrzeba, ale bez zahartowania jeden wypad na mróz może nas wysłać prosto do łóżka.
- Pamiętajmy o tym, że dzień zimą jest krótki ;). Co za tym idzie szybko robi się ciemno. Musimy mieć ze sobą oświetlenie (im więcej tym lepiej), najlepiej wodoodporne i przetestowane w ujemnych temperaturach oraz możliwie dużo rożnych odblasków.
- Zdecydowanie odradzam wszelkie %%% do zaprawiania się przed wyjściem. Jazda pod wpływem jest niezgodna z prawem, głupia, a poza tym alkohol wbrew pozorom powoduje tylko szybsze i łatwiejsze wychładzanie się organizmu.
- Po powrocie do domu trzeba się ciepło ubrać, bo z pewnością po chwili odczujemy kopnięcie wychłodzenia. Ciepła kąpiel, herbatka i coś kalorycznego zdecydowanie są wskazane.
- Nie zapomnijmy rozłożyć dobrze wszystkich ubrań. Nawet jeśli się wydają suche to na pewno uległy lekkiemu zawilgoceniu.
Autor tego bloga podczas marcowych roztopów. Jedną z opcji uniknięcia przemoczenia ubrań jest jak widać ich redukcja do niezbędnego minimum. Wbrew pozorom było mi ciepło.

Pamiętając o powyższych zasadach i o poprzednich wpisach zima nie będzie nas w stanie raczej niczym zaskoczyć. Wbrew pozorom warto dać rowerowi szansę również i o tej porze roku. Po pierwsze jest to zawsze dodatkowa aktywność fizyczna, której nigdy za mało, a po drugie świetny sposób na zahartowanie się.  Po paru pierwszych dniach, które są krytyczne, organizm uzyskuje taką odporność, że praktycznie można zapomnieć o  chorobach. Dodatkowo należy wziąć pod uwagę, że rower nie stoi w korkach. Nie wiem jak w innych miastach, ale u mnie w Warszawie w zimie dzieją się dantejskie sceny. Duży opad śniegu sprawia, że godzinny dojazd autobusem albo samochodem może się zamienić w dojazd trwający dwie i pół godziny. Co ciekawe dotyczy to również pociągów. Rower na te zjawiska jest odporny i pozwala zaoszczędzić dużo czasu. Po prostu.

Z pozdrowienia dla wszystkich śnieżnych wojowników ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz