czwartek, 4 października 2012

Chcesz się odchudzać - musisz być bogaty.


          Wiem, wiem tytuł rodem z Fucktu albo innego szmatławca : ). W ten przewrotny sposób chciałbym jednak zwrócić uwagę na dosyć ważną sprawę. Jak się oficjalnie przyjęło o szpanie rowerowym wbrew pozorom nie świadczy to ile on ma biegów (albo przerzutek :D), no chyba, że w podstawówce, a waga roweru. W towarzystwie rowerowym zawsze w dobrym tonie jest szepnąć coś o 'lajtowaiu bajka' czy o odchudzaniu albo o zdjęciu paru gramów tu cz tam, bo to oczywiście pokazuje jacy jesteśmy pr0 i jak dobrze orientujemy się w temacie.
          Żarty na bok. Z kwestii odchudzania roweru można się czasem pośmiać, bo często to zjawisko przybiera jakąś chorą i wypaczoną postać, ale z drugiej strony praktycznie każdy rowerzysta, który zaczyna coś grzebać przy rowerze i wymieniać z nim się spotka. Prosty przykład: parę lat temu postanowiłem wymienić cały napęd (kaseta + korby + support). Po odłożeniu pewnej kwoty zacząłem przeglądać oferty sklepów i natrafiłem na korbę z aluminiowymi  zębatkami. Jako, że wyszedłem wtedy z założenia, że kto nie idzie do przodu ten się cofa, bo przecież kupowanie tych samych komponentów, które mam jest właśnie cofaniem się, czym prędzej zdecydowałem się na taki zakup.
          Sprzęt przyjechał. Podczas montażu zadowoleniem stwierdziłem, że elementy rzeczywiście są wyraźnie lżejsze od starych. Wszystko zamontowałem, wyregulowałem i udałem się na pierwsze jazdy. Działa i jeździ jak marzenie!
          Niecałe 4 miesiące później nadeszła chwila prawdy. Łańcuch zaczął przeskakiwać na zębach i ogólnie przestało być różowo. Najpierw nie do końca wiedziałem o co chodzi, bo w końcu 4 miesiące (i coś koło 1500km) to tyle co nic dla napędu. Wkrótce jednak okazało się, że moje aluminiowe zębatki już sie zużyły. Cztery miesiące jazdy miejskiej wystarczyły, by jazda na nich stała się praktycznie niemożliwa.
          Niewiele sie zastanawiając postanowiłem wymienić blaty na nowe. I wtedy właśnie przyszła druga chwila prawdy. Jedna nowa aluminiowa zębatka kosztowała ok. 120zł - mniej więcej 1/3 całego mechanizmu korbowego. Szybka kalkulacja wykazała, że nie za bardzo chcę się w to tak bawić. Może i alu jest lżejsze od stali o połowę ale jego żywotność to raptem 1/2 albo i 1/3 tego co oferuje zwykły blat. Chwilę poszukiwań i parę telefonów dalej namierzyłem stalowy odpowiednik i stałem się biedniejszy o jakieś... 35 złociszy.

Po lewej blat stalowy - przejechane jakieś 5000km, waga 200g, cały czas zdatny do użytku.  Po prawej blat aluminiowy - przejechane 2900km, waga 100g - niezdatny do użytku. Ceny? 120zł alu, stal - ok. 40zł.

          Jaki jest morał z tej bajki? Lajtowanie roweru kosztuje. Z jednej strony lższejsze podzespoły są zdecydowanie droższe, a z drugiej strony szybciej się zużywają i są delikatniejsze. Warto o tym pamiętać i się dobrze zastanowić czy nas na to stać i co ważniejsze czy ma to jakiś głębszy sens. W przypadku roweru, którym jeździmy dużo i na codzień (do pracy/szkoły) jest to dosyć wątpliwe. Może i utniemy parę gramów ale żywotność i niezawodność całości  bardzo ucierpi, a my będziemy musieli supłać nie małe kwoty na nasze dwa koła.

1 komentarz:

  1. trzeba kupowac nizszej(mniej wytrzymalej np hg-41) klasy kasete/lancuch to korba dluzej pozyje

    OdpowiedzUsuń